Groteska
-
Sięgając po powieści z gatunku fantasy, często wolę wybrać te mniej znane, które dopiero co zawitały na półki księgarni. Popularne serie pokroju „Wiedźmina” albo „Władcy Pierścieni” mają rzeszę fanów, adaptacje filmowe oraz gry, które narzucają nam konkretne wyobrażenia poszczególnych bohaterów i miejsc. Poza tym, popularne książki z zasady reprezentują wysoki poziom, podczas gdy nikomu nieznana powieść to jedna wielka zagadka. Może okazać się literacką porażką lub przeciwnie – miłą niespodzianką. „Tchnienie Kaim” z pewnością należy do tych pozytywnych zaskoczeń. Książka stanowi udany literacki debiut Michała „Enkiego” Kuszewskiego, który do tej pory pisał artykuły do znanego czasopisma dla graczy, CD-Action.
Kradzieże, ucieczki, fortele – to dla młodej złodziejki Alyn chleb powszedni. Ta rudowłosa okularnica potrafi wyjść cało z niemałych tarapatów. Po wykradnięciu artefaktu z pałacu najbogatszego kupca w mieście Saahi wyrusza w podróż na wyspę Kaim. Przyświeca jej jeden cel – odnaleźć ukochanego brata Toryna. Na drodze czekają na Alyn liczne przeciwności losu. Strażnicy miejscy, wyznawcy krwawego kultu, olbrzym-tyran i pustynne wiedźmy to tylko część zagrożeń, którym musi stawić czoła. Podczas wędrówki poznaje ukrywającego twarz rycerza, który staje się jej tajemniczym kompanem.
Trzeba przyznać, że początek powieści jest nieco męczący. Autor atakuje nas wieloma imionami, których i tak nie zapamiętamy, a o właścicielach tychże imion wiemy niewiele. Dopiero z czasem coraz lepiej poznajemy główną bohaterkę i jej bliskich dzięki licznym retrospekcjom. Wspomnienia Alyn są płynnie wplecione w wiodące wydarzenia. Pojawiają się w konkretnych sytuacjach, wyraźnie połączonych ze zdarzeniami z przeszłości. Umiejętne wprowadzanie retrospekcji to naprawdę duży plus „Tchnienia Kaim”.
Inną zaletą jest dynamizm. Zwroty akcji pojawiają się często i w najmniej oczekiwanych momentach. Czytelnik musi być cały czas czujny, podobnie jak główna bohaterka, na którą z każdej strony czyhają niebezpieczeństwa. Zapomnijcie o nużących wędrówkach typowych dla powieści fantasy - tutaj dynamiczne sceny walk i ucieczek pojawiają się prawie na każdej stronie. Rozwinięcie naprawdę mocno wciąga i warto dla niego przetrwać początkowe rozdziały. Nie wspominając już o zakończeniu, które z pewnością was nie zawiedzie.
Świat wykreowany przez autora jest solidnie dopracowany. Miasta mają oryginalne nazwy, legendy i charakterystyczną architekturę. Biorąc pod uwagę pustynny klimat, szarawary na nogach głównej bohaterki oraz jej wiarę w mezopotamską boginię Isztar można podejrzewać, że świat przedstawiony nawiązuje do scenerii bliskiego wschodu. Klimat buduje obecność wytatuowanych żeglarzy, kupców przekrzykujących się na targu, plujących na stół karczmarzy oraz oczywiście czarownic, bo w dobrym fantasy nie może zabraknąć odrobiny magii. Sceneria książki ma w sobie pewien magnetyzm i uprzyjemnia lekturę.
Chciałabym bardzo pochwalić pracę pani Pauliny Radomskiej-Skierkowskiej, która odpowiada za projekt okładki. Gdyby kiedykolwiek powstał plakat z tą malowniczą wyspą, z wielką chęcią powiesiłabym go nad swoim łóżkiem. Pomimo pięknej okładki wydanie niestety nie jest idealne. W tekście napotkałam kilka literówek, a na stronie 255 znalazły się tajemnicze znaki z japońskiego alfabetu, które raczej nie mają nic wspólnego z fabułą książki.
Oczywiście treść jest ważniejsza od pomyłek w druku i ona absolutnie nie zawodzi. „Tchnienie Kaim” to w połączeniu z herbatą i kocem idealna książka na zimowe wieczory. Jest przygodowo, momentami nieco mrocznie, ciekawie i oryginalnie. Michał Kuszewski wprowadził do polskiej fantastyki powiew świeżości i mam nadzieje na pomyślny rozwój jego kariery pisarskiej.