Michał Lipka
-
FANTASY NA POZIOMIE
Wśród zalewu najróżniejszej bestsellerowej literatury z kategorii fantasy (którą wolałbym przemilczeć) dzieła Marka Lawrence’a przez dość długi czas umykały mojej uwadze. W końcu jednak autor zawitał na moją regałową półkę i okazało się, że przygoda z wytworami jego wyobraźni jest całkiem udana, potrafi wciągnąć i dostarcza mi tego, czego od podobnych dzieł oczekuję. Teraz natomiast nadszedł czas bym zmierzył się z jego debiutancką trylogią – a raczej nie tyle samą trylogią, co jej ostatnim tomem. Poprzednich dwóch nie czytałem, szkoda tym większa, że to naprawdę dobra opowieść, jednak wprowadzenie w miarę załatwiło sprawę. Lepiej bowiem przeczytać ostatni tom świetnej historii, niż nie przeczytać żadnego, prawda? I dokładnie tak jest właśnie w tym przypadku, nawet jeśli nie wszystko wyszło autorowi idealnie.
Jorg niegdyś był królewskim synem, cieszącym się wszystkim, co najlepsze w życiu wysoko urodzonego dziedzica. Tak się jednak złożyło, że jego kochająca matka i brat zostali zabici, a jego czekał nieciekawy los pod okiem surowego ojca. Wszystko to doprowadziło do tego, że chłopak w końcu został Księciem Cierni, zepsutym typem stojącym na czele bandy jemu podobnych brutalnych straceńców. Oczywiście piął się po szczeblach drabiny władzy, aż teraz chce zostać cesarzem. Cel jest prosty, droga wiedzie po trupach, wrogów nie brakuje, a dookoła wali się całe Imperium...
Jaki jest sposób Marka Lawrence’a na fantasy? A dokładniej na dark fantasy, bo w tym konkretnym podgatunku właśnie się porusza. Dość prosty, ale skuteczny. Pozwólcie jednak, że zanim go przedstawię, zadam Wam pytanie: jaki jest typowy bohater podobnej literatury? Jednej odpowiedzi udzielić się nie da, ale dość łatwo i szybko da się scharakteryzować temat. Rzecz w tym, że postać wiodąca przede wszystkim powinna być pozytywna – nie ważne, czy jest to niepewny siebie wybraniec, nieświadomy własnych mocy, złodziejaszek z awanturniczym zacięciem, czy nawet morderca. Lawrence idzie inną drogą – jego Książę Cierni to bezwzględny, zły i nie budzący zbyt wiele czytelniczych sympatii typ. Oparcie całej fabuły na kimś, kto w innych powieściach fantasy byłby głównym złym, było dość kontrowersyjnym pomysłem. Tym bardziej, że autor jednocześnie zaludnił ten świat masą typów co najmniej tak samo negatywnych, jak Jorg.
Ale w tym brudzie jest metoda. I jest też pewien zawadiacki urok, który nie każdemu przypadnie do gustu, ale zdecydowanie coś w sobie ma. Nie jest też do końca tak, że nasz antybohater jest do szpiku kości zły – źle potoczyło się jego życie, warunki i ludzie, jacy go otaczali nie byli najlepsi, a on sam kierując się zemstą, zatracił się właściwie w brutalności i przemocy. Oczywiście trylogia „Rozbitego Imperium” to literatura czysto rozrywkowa, więc psychologia postaci nie jest szczególnie pogłębiona, a rozterki i wszelkie komplikacje charakteru są rzeczami dość powierzchownymi.
Jeśli chodzi o akcję, powieść nie zawodzi, chociaż jest tu kilka solidnych wpadek. Czasem rzecz sprawia wrażenie na siłę wydłużanej, czasem autor za bardzo przyspiesza, tudzież chce pokazać zbyt wiele w zbyt krótkim czasie, żeby uniknąć chaosu. Jednakże w ostatecznym rozrachunku całość wypada całkiem pozytywnie. Co więcej, „Cesarza cierni” czyta się szybko, lekko i przyjemnie, a kiedy trafimy na fabularne mielizny, da się przez nie przebrnąć bez uszczerbku dla zdrowia. Miłośnicy fantasy będą zadowoleni, tym bardziej, że całość także pod względem wydania prezentuje się bardzo przyjemnie.