Aneta Grabowska
-
Co prawda Halloween już dawno za nami, ale jako że nie celebrujemy w naszym domu tej okazji, to pora na recenzję "Potrzebuję mojego potwora" jest tak samo dobra, jak każda inna. Będzie to zresztą recenzja obfitująca w same superlatywy, bo książka Amandy Noll to prawdziwy sztos, gdy chodzi o książki dla dzieci!
Tak naprawdę zachwyca już sama okładka. Do tego stopnia, że gdy zobaczyłam ją po raz pierwszy gdzieś w otchłani internetu, to pomyślałam, że bez względu na to, co skrywa środek, muszę ją mieć. Choćby treść trąciła na kilometr tandetą, będę ją miała i będę czule gładzić okładkę. No dobra, może trochę koloryzuję, bo jeszcze nie zawiodłam się na książkach nieco niszowego Wydawnictwa CzyTam, tak więc nie zakładałam, że tekst będzie tandetny. I miałam rację!
Bo ta bajka jest wręcz fenomenalna! Oryginalna, zabawna, ciepła i straszna zarazem, obfituje w przedziwnych bohaterów, a wszystko to utrzymane w klimacie grozy. Poznajcie Ignasia, chłopca, który nie może zasnąć, jeśli pod łóżkiem nie ma jego potwora. Problem w tym, że przerażający stwór wybrał się na tygodniowy pobyt na ryby. I co w takiej sytuacji ma począć Ignaś? Tydzień bez snu? To się nie godzi! Może więc lepiej... znaleźć potwora w zastępstwie? I owszem - te pojawiają się jeden po drugim w pokoju chłopca, ale każdy ma jakąś wadę i żaden nie potrafi zastąpić mu Gaba...
Takie ujęcie tematu potworów pod łóżkiem to po prostu majstersztyk. Dzięki temu "Potrzebuję mojego potwora" to nie tylko mega opowieść dla dzieciaków, ale także doskonałe narzędzie do oswojenia dziecięcych lęków. Bo przez te wady potworów tracą one jakoś na swojej straszności, niektóre stają się wręcz komiczne. To również piękna historia o mocy dziecięcej wyobraźni oraz o przyjaźni, choć w wydaniu nieco innym niż ta międzyludzka. Mnóstwo istotnych tematów w książce o tak niewielu stronach - czapki z głów, Amando Noll!
Teraz najwyższa pora, by przejść do części przeze mnie ukochanej - jest nią szata graficzna i wydanie książki w ogóle, pod względem całokształtu. O okładce już pisałam, że zachwyca totalnie. Dodam może tylko, że okładka jest gruba, a format mój ulubiony - duży i kwadratowy, natomiast papier wysokiej jakości. Pod względem ilustracji musiałabym chyba sięgnąć do słownika, żeby wyszukać te wszystkie pozytywne określenia, które kołaczą się w mojej głowie, gdy czytam tę publikację. Najpierw była książka o smoku, a w zasadzie dwie jej części, następnie wzruszająca opowieść o utracie bliskiej osoby, teraz przyszła pora na "Potrzebuję mojego potwora" w moich zbiorach i uczciwie muszę przyznać, że Wydawnictwo CzyTam ma nosa do prawdziwych perełek - zarówno pod względem treści słownych, jak również ilustracji! Te są idealne - duże, kolorowe i po prostu przepiękne. Jedne z najlepszych, jakie widziałam do tej pory w książkach dla dzieci.
Mogłabym tak jeszcze długo, ale tak naprawdę dopiero gdy sięgnie się po tę książkę, można zrozumieć te wszystkie zachwyty, w pełni zasłużone, choć i tak nieoddające w pełni uroku publikacji Amandy Noll. U nas poczeka jeszcze chwilę, aż córa podrośnie, ale od razu trafia do pudła z perełkami "na zaś", do którego uwielbiam zaglądać, gdy dokładam tam kolejną książkę.