Olcziks
-
Czy byliście kiedyś w sytuacji, kiedy musieliście kupić coś młodszemu dziecku i zdaliście sobie wtedy sprawę, że nie macie bladego pojęcia, co takiego mu kupić? Klocki lego przewracają się po kątach, stanowiąc bolesną pułapkę, a cała kolekcja samochodzików kurzy się na najwyższej półce. Często dochodzicie więc do wniosku, że może warto by sprawić maluchowi jakąś książkę. Jednak to nadal nie rozwiązuje waszego problemu, kiedy pociecha wyrosła już z wieku przedszkolnego, gdzie czytało się kolorowe bajki, a na opowieści o wampirach-pacyfistach jest zdecydowanie za małe.
Wtem przychodzi nam z pomocą tytułowy bohater - Kapitan Majtas i jego dwaj uczniowie, którzy często źródłem kolejnych problemów. Niezobowiązująca powieść dla dzieci, w której elementy przemocy są ograniczane do minimum, zło przejaskrawione i wyśmiane, a humor co najmniej niekonwencjonalny. W obecnej, dziesiątej części cyklu bieliźniany superbohater znów staje do walki z niesamowicie złym Stefanem Spodniosikiem, który był antagonistą w poprzedniej odsłonie przygód. Co gorsza, dla protagonisty może się on okazać jego nie jedynym przeciwnikiem. Na szczęście zło nie jest w stanie znieść drugiego zła obok siebie, ale jakby powiedział to klasyk: nie wyprzedzajmy faktów! Sporym plusem dla książki jest możliwość zatopienia się w nieco surrealistycznym świecie w dowolnym momencie. Nie musimy się zastanawiać, czy dziecko ma poprzednią część, którą wykuło już na pamięć i potrafi wyrecytować dowolny wers. Wszystko dzięki krótkiej opowieści obrazkowej na początku każdego cyklu, która w sposób graficzny wprowadza nas w poprzednie wydarzenia. Wartka fabuła bez wątpienia wciągnie młodego czytelnika, a dorośli mogą oczekiwać próśb o wyjaśnienie niektórych trudniejszych zwrotów, które znajdują się w tekście, co można podciągnąć jako walor edukacyjny pod warunkiem, że dorośli sami znają znaczenie danych słów! Bo jak wyjaśnić dziecku znaczenie słowa subatomowy bez wykładu na temat fizyki i chemii? Dodatkowe minuty spokoju od naszego młodego czytelnika zapewni masa obrazków na stronach oraz krótkie komiksy wplecione w powieść, które ją dopełniają.
Oczywiście, znajdą się tu też smaczki skierowane przez autora do nieco starszych czytelników, którzy tę pozycję będą czytali dzieciakom do snu po ich długich namowach. Wspomnę tylko o drobnych nawiązaniach do pewnej sagi, gdzie zamrażało się bohaterów w karbonicie, miejscu w spodniach, gdzie może znajdować się centrum dowodzenia u mężczyzn, czy też uwagi na temat dorosłego życia, które mogą skłonić co poniektórych do zastanowienia się, czy faktycznie właśnie na tym powinna polegać dorosłość i czy nie lepiej byłoby dalej być dzieckiem. Albo zostać kapitanem Majtasem. Co kto woli.
Do tego miodu należy jednak dołożyć łyżkę dziegciu. Niekonwencjonalny humor często jest niskich lotów. Nie wszystkich śmieszą iście slapstickowe żarty i przerysowany kopniak w tyłek, choć młodsi mogą mieć o tym inne zdanie i śmiać się do rozpuku czytając tę książkę. Fabuła, momentami zaskakująca, skonstruowana jest jednak w sposób prosty, niepowalająca szczegółowością świata i niezapadająca w pamięć.
„Kapitan Majtas” z pewnością sprawdzi się dla dziecka, które jest już trochę starsze, a jego rodzice nie widzą niczego złego w tym, by dziecko zrobiło sobie przerwę od Sonetów Krymskich czy też kolejnych godzin ćwiczenia Vivaldiego na skrzypcach na rzecz literatury niższych lotów, ot, dla czystej rozrywki. A może wiedza, jak uratować świat przed złem przyda się dzieciom za kilkanaście lat?