Sonrisa
-
Edyta Świętek jest jedną z najbardziej znanych współczesnych polskich autorek. Jej saga „Spacer Aleją Róż” podbiła serca polskich czytelników. Sama także byłam zachwycona tym cyklem, który zachwycił mnie i którego każdy kolejny tom rozbudzał tylko apetyt na jeszcze więcej lektury. Dlatego ze smutkiem skończyłam czytać ostatnią część serii i pożegnałam się z bohaterami i historiami, które wzbudziły we mnie tak wiele emocji. Z ciekawością, a także z ogromnymi oczekiwaniami, sięgnęłam też po kolejną książkę Edyty Świętek, jaką jest powieść „Ciebie przeszłości”. To osobna historia, która, sądząc po opisie umieszczonym na okładce, zapowiadała się niezwykle ciekawie. Czy jednak rzeczywiście taka była?
O powieści „Cienie przeszłości” słyszałam wcześniej wiele dobrego. Obietnica połączenia historii obyczajowej z dość mocnymi watkami sensacyjnymi sprawiła, że naprawdę nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu zacznę czytać tę powieść. Rzeczywiście, Edyta Świętek świetnie zaczęła tę opowieść. Pierwszą część książki naprawdę czytałam z ogromnym zainteresowaniem i wręcz trudno było mi się od niej oderwać. Oto poznaliśmy Karinę – kobietę, która jest pracoholiczką, bizneswomen i która… nie wzbudziła mojej sympatii. W pewnym momencie kobieta zostaje napadnięta i trafia do szpitala mocno pobita. W wyniku napadu traci też pamięć. I tu właściwie zaczyna się główny wątek, w którym kobieta próbuje odzyskać swoje wspomnienia, dowiedzieć się, kim jest i co się z nią stało oraz dlaczego została napadnięta. Pomaga jej w tym Wiktor, który przedstawia się jako narzeczony kobiety, choć ona sama w krótkich przebłyskach pamięci zupełnie go nie rozpoznaje. Cała sprawa wydaje się więc być coraz bardziej intrygująca i ciekawa. I gdyby autorce udało się utrzymać ów niepokojący klimat, atmosferę tajemnicy do końca historii, powieść naprawdę byłaby świetna!
Niestety, w pewnym momencie autorka jakby zwalnia. I nie chodzi nawet o tempo akcji, ale o sam sposób opowiadania. Czytanie coraz bardziej się dłuży, historia staje się zbyt oczywista i nietrudno już domyślić się rozwiązania. Dokończenie lektury wymaga więc od czytelnika dość dużo cierpliwości i chęci. Przyznam, że momentami musiałam wręcz zmuszać się do lektury. Po prostu od pewnego momentu wiało nudą. I nie pomogły nawet przytaczane co i rusz poezje Tuwima, którego zresztą jako poetę uwielbiam! Oczywiście fragmenty te stały się fantastycznym uzupełnieniem opowiadanej historii, ale nie były w stanie jej uratować.
Zazwyczaj jest tak, że czytane książki oceniamy nie po tym, w jaki sposób się zaczynają, ale po tym, w jaki sposób się kończą. Niestety w przypadku powieści Edyty Świętek końcówka po prostu rozczarowuje. Zwłaszcza, gdy ma się wobec lektury naprawdę duże oczekiwania związane z zachwytem nad poprzednimi powieściami autorki. Trzeba jednak przyznać, że „Cienie przeszłości” to nie jest powieść całkowicie zła. Jest napisana dobrym, lekkim językiem, autorka miała też naprawdę ciekawy pomysł na skonstruowanie fabuły. Nie jestem więc skłonna, by odradzać komukolwiek lekturę tej książki, ale też nie zamierzam nikogo przesadnie zachęcać. Myślę, że jeśli ktoś lubi książki, w których dość rozbudowane wątki obyczajowe, miłosne, a miejscami i erotyczne łączą się z watkami sensacyjnymi, nie będzie rozczarowany tą historią. Mnie jednak powieść nie zachwyciła. Przeczytałam, do pewnego momentu z ogromnym zainteresowaniem, ale mam wrażenie, że ta książka nie zostanie na długo w mojej pamięci…