Aneta Grabowska
-
Odkąd sięgam pamięcią, zawsze miałam problem z recenzowaniem publikacji tego typu i tak mi zostało do dziś. To zresztą chyba najtrudniejszy rodzaj recenzji, bo tak naprawdę nie wiadomo do końca, na czym konkretnie należy się skupić. Klasyka literatury wszelakiej oraz lektury szkolne mają to do siebie, że ich tematykę znają jeśli nie wszyscy, to przynajmniej spora część czytelniczej braci. Czy zatem warto po raz kolejny pisać o samej treści utworu? Zwłaszcza gdy mamy do czynienia z kilkunastostronicowymi nowelami?
Jeśli jednak nie treść, to co innego? Może wydanie? Wszak nawet, a może zwłaszcza klasyki trafiają do serc czytelników i wydawców do tego stopnia, że co jakiś czas doczekują się kolejnych wydań, od których czasem nie można wręcz wzroku odwrócić. Tak bywa zwłaszcza w przypadku literatury skierowanej do młodszych czytelników. W przypadku nowel natrafiamy jednak na problem po raz kolejny - ich się raczej nie obrazuje. Za mało treści, a czytelnik docelowy już w takim wieku, że zbytnio na tym braku ilustracji nie ucierpi.
Będzie zatem trochę i o jednym, i o drugim, coś trzeba w końcu napisać. I będzie też wyjaśnienie, dlaczego właściwie po tę publikację sięgnęłam.
Nowele Marii Konopnickiej należą do klasyki gatunku nie bez powodu. Mało kto potrafi tak, jak ona odmalować całą paletę ludzkich uczuć i zachowań, nie zawsze tych pochlebnych i pożądanych w życiu społecznym, nie zawsze z happy endem, ale za to w każdym przypadku przejmująco i prawdziwie. "Dym" to opowieść o matce, która codziennie wygląda przez okno własnego domu i patrzy na dym ulatniający się z fabryki, w której pracuje jej syn. O matce, która oddaje mu swoją porcję śniadania i dba jak o nikogo na świecie. O matce, która poświęca się do tego stopnia dla dziecka, że wypatruje dymu, choć dziecka już nie ma, nie mogąc tak po prostu pogodzić się ze stratą. "Miłosierdzie gminy" to nowela, która od zawsze wzbudzała we mnie dużo emocji i tak było również tym razem. Sytuacja, w której na forum publicznym sprzedaje się ubogich ludzi do różnych prac temu, kto zaoferuje najniższą stawkę dopłaty, to dla mnie rzecz wręcz niewyobrażalna. To jeden z mocniejszych w swoim przekazie utworów tego typu, który na mnie działa jak płachta na byka. Za każdym razem polemizuję z zakończeniem i nie godzę się na nie. Tym razem także.
Pod względem wydania jest - nazwijmy to - standardowo, jak to ma miejsce w przypadku krótkich nowel. Ogólnie rzecz biorąc - przeciętnie. Fajnie, gdyby zebrano większą ich ilość w jednym zbiorze i wydano w twardej oprawie, może nawet dodano kilka ilustracji. W klasykę warto inwestować, bo na nią zawsze znajdzie się popyt. Tutaj okładka jest miękka, bo też książeczka jest bardzo cienka. Kilka dodatkowych nowel na pewno by nie zaszkodziło, a można by wtedy pomyśleć o ładniejszym wydaniu. Czcionka czytelna, normalnych rozmiarów, pod tym względem nie mam nic do zarzucenia.
Skoro jednak znałam już te teksty, to dlaczego zdecydowałam się sięgnąć po nie ponownie? Cóż, wychodzę z założenia, że są to publikacje, które wypada, a jeśli ma się dzieci, to nawet trzeba mieć na półce we własnym domu, a nie wiecznie wypożyczać z biblioteki. Skoro mam miejsce dla setek innych książek, to miałoby go zabraknąć dla Marii Konopnickiej?