Dominek
-
Zagadka: co wyjdzie z wymieszania intrygujących, szalonych i jednocześnie bardzo inteligentych pomysłów z nieco radykalnym katolicyzmem? O takim przypadku chciałbym Wam opowiedzieć na przykładzie zbioru opowiadań „Opowieści lokomocyjne” Wiesława Sędzickiego.
Na „Opowieści Lokomocyjne” składa się siedem bardzo różnych i oryginalnych historii. Piszę „oryginalnych”, bo jak inaczej określić opowieści typu „Bóg rozmawia ze swoim świadomym motocyklem”, „Tramwaj prześladuje pasażera” czy „Duch Coco Chanel obserwuje własny pogrzeb”? Różnorodna jest też tematyka: czym jest dobro i zło, to, czego nie zauważamy w codziennym, szalonym pędzie życia… Mimo tego, proza Sędzickiego ma niestety taką wadę, iż jest diablo nierówna: stawia on w swoich opowiadaniach ciekawe, prowokujące tezy zahaczające o filozofię… ale w końcu zawsze i tak musi narzucić swój, jedyny słuszny punkt widzenia. Pal licho, gdy dzieje się to na ostatnich stronach, jak w „Motorze Pana B.”, ale wspomniane już opowiadanie o pogrzebie gwiazdy świata mody bije jednostronnością poglądów autora właściwie od samego początku. Rozumiem, że Coco Chanel była taką właśnie zołzą, ale są jednak jakieś granice. W związku z tym wszystkim, o czym piszę wyżej, postaci są niestety dosyć płaskie: podzielają poglądy autora, albo są zatraconymi w szarej codzienności i własnych wadach głupcami.
Zapytacie zapewne, o co chodzi z tytułem. Czemu te opowieści są akurat „lokomocyjne”? Ano dlatego, że wszyscy ich bohaterowie są w jakiś sposób związani z podróżami, ze zmianą miejsca, w którym przebywają. Spójrzcie zresztą na akapit, w którym wymieniam kilka opowiadań. Już widzicie? Nawet opowiadanie o Coco Chanel też jest, hm, podróżnicze – śmierć to wszak także jakaś podróż, jakaś zmiana stanu… Na przykładzie tego wszystkiego można zobaczyć, nazwijmy to, miniaturę tego, co w książce najlepsze: metafory, masa głębokich metafor. Jakkolwiek autor będzie nas walił po głowie swoim światopoglądem, wcześniej będziemy mieli okazję na miłą gimnastykę szarych komórek, rozgryzając, co chce nam powiedzieć. Pod tym względem szczególnie polecam opowiadanie „Dark Mastermind”, najlepsze moim zdaniem w zbiorze. Nawet, jeśli odpowiedź, jaką uzyskamy nie do końca będzie nas satysfakcjonować – patrz wyżej wymienione mankamenty – przyjemność z, nazwijmy to, walki z tekstem, pozostanie. Nie chodzi o to, żeby złapać króliczka, ale żeby go gonić, prawda?
Dużo w tej recenzji zarzucam Sędzickiemu, ale na pięknym języku to on się zna jak mało kto. Stylistycznie każde z opowiadań to istny majstersztyk, różnią się stylem, niektóre nawet narracją, a każda postać mówi dokładnie tak, jak po niej oczekujemy na podstawie tego, jak jest przedstawiona. No chyba, że nie oczekujemy, wszak nie w każdej książce motor umie mówić. Ale wtedy też jesteśmy miło zaskoczeni. Podoba mi się też żonglowanie gatunkami: w zbiorze jest trochę sensacji, odrobina historii, horror… Tak, horror też. Atakował Was kiedyś… tramwaj?
No i cóż mogę więcej powiedzieć, „Opowieści lokomocyjne” to rzecz trudna do zrecenzowania. Historie tworzone przez pana Sędzickiego są piękne stylistycznie, stanowią pewne wyzwanie dla czytelnika, pozwalają też trochę się pośmiać, trochę zadumać a trochę przestraszyć. Wiele, niestety, tracą przez swoją jednostronność i niepozostawianie czytelnikom pola do wyciągania swoich własnych wniosków. Pozostawia to, niestety, pewien niedosyt. Jest nieźle, ale chciałoby się więcej i lepiej. Więcej prowokowania czytelnika do myślenia, lepiej napisanych postaci, a mniej natomiast jedynych słusznych poglądów autora.