Sylfana
-
Kryminał psychologiczny Mary Torjussen to bardzo dobrze skomponowana historia, która pokazuje, że przeszłość każdego człowieka może się zanim ciągnąć i powodować lawinę przerażających zdarzeń. Niewyjaśniona tajemnica, a właściwie błędnie wyjaśniona, zbiera swoje żniwo w ludziach – samobójstwo popełniają niewinne osoby, inne zapadają w różnego rodzaju choroby psychiczne, kolejne zaś muszą przez kilkadziesiąt lat żyć z traumą i próbować ułożyć sobie swoją egzystencję na nowo. W powieści mamy właściwie wszystko to, co powinno budować napięcie i ciekawe epizody fabularne. Tłem dla całej rozgrywającej się intrygi jest wątek na wskroś rodzinny, który stanowi jedynie pozorną stabilizację i pewny grunt. Wszystko jednak zaczyna się sypać, gdy główna bohaterka zmuszona jest okłamywać swojego męża i prowadzić swoje własne dochodzenie.
Drugi, niezwykle ważny filar tej opowieści odsłania się mniej więcej w połowie prowadzonej narracji. I nie jest tą postacią tajemniczy mężczyzna, który napastuje Gemmę i próbuje szantażować. Chodzi tutaj o zupełnie kogoś innego, o kogoś, kto stanowi klucz do rozwikłania zagadki z lat młodzieńczych. Niezmiernie podoba mi się ten układ wprowadzania bohaterów stopniowo, tak aby czytelnik mógł sam nakierować swój tok myślenia, wysnuć odpowiednie wnioski i teorię rozwikłania zagadki. Tutaj jednak samo zakończenie nie jest jakoś bardzo drastyczne i szokujące, możemy domyślać się, jak będzie wyglądała ostatnia część powieści, jednak nie jest to żadna przywara.
Z informacji zawartych na okładce książki wynika, że jest to dopiero druga książka wspomnianej autorki. Co ciekawe, całość skonstruowanej fabuły wskazywałaby bardziej, że jest to dzieło doświadczonego pisarza na wysokim poziomie. I znów mój wczesny sceptycyzm okazał się na wyrost. Od razu oceniłam autorkę po ilościowym dorobku, zapominając, że jednak zdecydowanie ważniejsza jest jego jakość. Musiałam bić się później w pierś i przyrzec sobie, że nigdy już nie ocenię książki po okładce i po pobocznych informacjach na temat samego pisarza.
Mimo tak wieku ciekawych rozwiązań na tle kryminalnym i sensacyjnym ma się czasem wrażenie, że sam wątek obyczajowy jest tutaj zanadto podkreślany i faworyzowany. Za dużo jest fragmentów, moim skromnym zdaniem, na temat czynności takich jak: kąpanie dziecka, zabawa z dzieckiem, przyrządzanie posiłków itd. W kilku momentach miałam wrażenie, że nie czytam mocnej powieści psychologicznej tylko zwykłą nudną opowiastkę rodzinną, albo co gorsza, poradnik doskonałej pani domu i matki. Całe szczęście tych momentów było niewiele i nie wpłynęły one zbytnio na odbiór całości.
Trochę brakuje również zarysowanego gruntownie profilu psychologicznego głównej bohaterki. Co prawda, jej aktualne odczucia są bardzo podkreślane i zaakcentowane, jednak część wspomnieniowa książki wydaje mi się być nazbyt sucha, pozbawiona większych emocji, szczególnie, że pojawia się tutaj motyw gwałtu. Bohaterka opowiada o tym jakoś tak… beznamiętnie i papierowo. Nie wiem, czy są to tylko moje subiektywne odczucia, czy jednak rzeczywiście coś w tym jest.
Na tym etapie rozważań nad tą powieścią nie odnajduję żadnych innych mankamentów. Naprawdę czytało mi się to dzieło z wielką przyjemnością, a to wydaje mi się już wystarczy, aby uznać je za dobre, albo przynajmniej przyzwoite. Dodatkowym plusem jest niewielka objętość, dzięki czemu mogłam w ciągu właściwie jednego dnia zapoznać się z całością. Dla mnie jest to duży plus. Polecam serdecznie wszystkim „kryminożercom”. Myślę, że pani Mary Torjussen warto dać szansę.