Uleczkaa38
-
Poezja, wiersze, krótkie formy literackie nacechowane większymi emocjami, aniżeli kilkusetstronicowe dzieła prozy... Czy można zatem wycenić ich wartość pieniężną? Pierwsza i wydawałoby się oczywista myśl - "nie". Jednak jak się okazuje na przykładzie niniejszego tomiku, jest to możliwe... Wyceną tą jest suma 100 dolarów, czyli niewielka gaża pieniężna, jaką to autor tej pozycji przeznaczył dla anonimowych poetów, w celu stworzenia wierszy wypełniających ten tomik. Prawda, iż brzmi to intrygująco...? Tytuł tego wydawnictwa nie mógł być zatem innym, aniżeli "Wiersze za sto dolarów", zaś autorem tej książki jest Pan Piotr Marecki.
Pozycja ta stanowi sobą interesujący eksperyment społeczno-literacki, mający na celu ukazanie współczesny świat poezji, komercjalizację naszego życia, jak i też miejsce wiersza w tym nowoczesnym, technologicznym tworze, zwanym życiem... Technicznie rzecz objawia sie bardzo prosto - autor kontaktuje się z obcokrajowcami za pomocą Internetu, proponuje im małe kwoty o łącznej sumie 100 dolarów za tworzenie wierszy po polsku (bez udziału transtaotórów, tłumaczy, itd.), po czym podbija stawkę o kilka kolejnych dolarów, oczekując następnego, lepszego, bo przecież droższego, wiersza...
Co do samej poezji tego tomiku, to mamy tu do czynienia z wierszami słabymi, złymi, często bardzo nieporadnymi w swej formie, ale przez to też i... - pięknymi. Pięknymi za sprawą swoich rozmiarów (często jedno zdanie, a czasami zaledwie zlepek dwóch, trzech, lub jednego słowa), niepoprawności polskiego języka, czy też niemożności zrozumienia przesłania, jakie to miał autor na myśl. I jest w tym pewna magia, pierwotność poezji i powrót do źródeł tej dziedziny literatury, który chwyta tu za serce, budzi nasze emocje, każe przystanąć w codziennym pędzie i zastanowić się dłużej nad tym, co niosą sobą te krótkie teksty, powstałe gdzieś hen daleko...
Tomik ten jest niezwykły już za samą sprawą tego, iż tak naprawdę ważniejsze od jego poetyckiej zawartości, wydaje się sam fakt tego, iż ludzie piszą i podejmują się stworzenia czegoś, czego zapewne sami do końca nie rozumieją. Oczywiście, stworzenia za pieniądze, ale czy aby tylko na pewno...? Myślę, a właściwie jestem o tym głęboko przekonana, iż była to dla nich także forma swoistej zabawy, rozrywki, nowego i ekscytującego eksperymentu w ich monotonnym życiu. I ten aspekt wydaje mi się tu najciekawszy, najpiękniejszy i najważniejszy, gdyż odwołujący się w jakimś stopniu do stwierdzenia, iż "poezja żyje i ma się dobrze..."
Dla kogo jest ten tomik...? Cóż, myślę jednak, że nie dla każdego... Otóż docenią go, zrozumieją, a i być może także polubią przede wszystkim ci czytelnicy, którzy kochają poezję, obcują z nią od wielu lat, jak i też są otwarci na zabawę ową literacką formą. Zabawę, która czasami być może wydaje się niecą zbyt odważną, zbyt abstrakcyjną i oderwaną od literackiej rzeczywistości..., ale jednak mającą w sobie to nienazywalne "coś", co każe nam poznawać te wiersze, cieszyć się ich znaczeniem i poświęcać czas na kontakt z tym tomikiem. To pozycja dla ludzi poezji, stworzona przez ludzi nie będących poetami..., i w tym paradoksie wydaje się tkwić także magia i siła tej literatury...
"Wiersze za sto dolarów" to tomik, który z pewnością ma w sobie coś wyjątkowego, intrygującego i wyróżniającego go z szeregu innych tego typu dzieł. Tym czymś jest jego eksperymentalna forma i abstrakcyjność z niej wynikająca, której to poznawanie naprawdę sprawia nam przyjemność, niesie radość i oferuje pokaźny bagaż bardzo różnorodnych emocji. Cóż - jeśli tylko czujemy się na tyle odważni, sięgnijmy po ten tomik i cieszmy się jego zawartością!