Ruda Recenzuje
-
Z wielką przyjemnością sięgam okazjonalnie po literaturę młodzieżową. Zazwyczaj staram się jednak wybierać te tytuły, które swą tematyką zaintrygują i zapadną w pamięć, a nie znudzą i przypomną to, co już zostało wielokrotnie opisane i opowiedziane. Do debiutanckiej powieści Agaty Polte podchodziłam z dużymi nadziejami, licząc na to, że ja również dołączę do grupy sympatyków tego tytułu.
To, co wydało mi się najbardziej interesujące, to fakt, jak wysoko autorka postawiła sobie poprzeczkę. Mogłoby się wydawać, że debiut młodziutkiej pisarki okaże się jednak przedsięwzięciem dość banalnym czy błahym, z niewykorzystanym potencjałem lub napisanym przyjemnie, ale nie dość sprawnie. Tymczasem okazuje się, że Polte wiele od siebie wymaga, ale jak najbardziej widać ku temu podstawy, bo tym utworem udowadnia czytelnikom, że na dużo ją stać i wiele jeszcze nam pokaże.
W powieści zaskoczyła mnie pewna dojrzałość widoczna na kolejnych stronach. Przede wszystkim uwidacznia się ona za sprawą głównego tematu, wokół którego zbudowano powieść. Trudne relacje łączące matkę i córkę oddane zostały bardzo emocjonalnie, ze sporą dawką realizmu, szczerości ale i wrażliwości. Polte obrazuje nam uczucie skomplikowane, zaskakujące, prowadzące do wielu pytań i skłaniające do refleksji. Nie sposób przejść obojętnie obok tych zadziwiających relacji, a książkowe wydarzenia nie pozwalają nam szybko o sobie zapomnieć.
Autorka podchodzi do książkowej tematyki z dużą powagą, mając świadomość, że życie ma wiele barw i różnorodnych odcieni, a pomiędzy dobrem i złem znajduje się cała gama uczuć, które czasami trudno nazwać czy zobrazować. Ona nad tymi powieściowymi uczuciami pracuje, przerabia te relacje, angażuje się, może nawet ta praca nad książką dała jej do myślenia lub czegoś ją nauczyła. Takie wrażenie nieustannie towarzyszyło mi podczas lektury. Z pewnością może ona bowiem nauczyć czegoś czytelników, skłonić ich do spojrzenia inaczej na pewne sprawy, znalezienia w sobie odpowiedzi na pewne ukryte głęboko pytania i miejsce na zatarte nieco wspomnienia.
Polte nie idealizuje, nie uogólnia, nie nadaje na siłę kolorów. Jej bohaterzy, ich relacje i książkowe wydarzenia nie są idealne, pozostawiają wiele do życzenia, budzą sporo emocji, a dzięki temu stają się jeszcze piękniejsze i bardziej realistyczne. Bardzo ciekawiło mnie, jak rozwinie się sytuacja między główną bohaterką, a jej mamą, co w ich uczuciach może się zmienić, jak można by pewne rzeczy naprawić. Z drugiej strony mamy interesujący wątek nastoletniej miłości i przyjaźni, które nieco łagodzą powieść, ale także nadają jej nowych rysów, spychając czytelnicze myśli na nieco inne tory.
Autorka pisze prostymi słowami o nie tak znowu prostych tematach. Bardzo podoba mi się takie połączenie swobodnego i przyjaznego czytelnikom stylu z dającymi do myślenia kwestiami. Polte zgrabnie łączy dialogi z opisami, sprawiając, że powieść czyta się szybko i przyjemnie, a całość wypada przekonująco, realistycznie i całkiem naturalnie.
„To, czego nie widać” to udany debiut, na który składają się ważne życiowe kwestie, dobrze zrealizowana fabuła i pełnokrwiści bohaterzy. To jedna z tych powieści, które sprawdzą się w przypadku czytelników w różnym wieku. Ja do młodzieży już się nie zaliczam, a jednak lektura ta sprawiła mi wiele czytelniczej frajdy. Serdecznie polecam.