Sylfana
-
Cień Adama Przechrzty to ostatnia część trylogii (chociaż jej finał sugeruje, że być może spotkamy się jeszcze z jej głównym bohaterem), która osadzona jest w czasach Rzeczpospolitej Warszawskiej. Motyw historii miesza się tu oczywiście z epizodami fantastycznymi i właśnie na tym polega wyjątkowość tej książki, jak i całej serii. Znów pojawia się uwielbiany przez grono czytelników alchemik Rudnicki, a zaraz obok toczy się historia drugiego bohatera, krewniaka wspomnianego maga Samarina. Powieść jest dosyć obszerna, więc już na samym początku możemy spodziewać się mnóstwa zahaczających o siebie wątków, pojawiają się również aluzje do wcześniejszych przygód bohaterów, jednak nawet „nowicjusz” czytelniczy zaczynając lekturę od ostatniej części, będzie w stanie się zorientować w fabule.
Książka choć względnie ciekawa i stanowi dużą rozrywkę, jawi się trochę jako takie mało zwięzłe czytadło dla zabicia czasu. Trzeba wspomnieć o tym, że dwie pierwsze części trzymały wysoki poziom, tutaj jednak ma się wrażenie, że autor czasem pisze „byle co”, aby jak najszybciej zakończyć wykreowaną historię. Nie wiem, czy jest to świadome, czy jednak autor dłużej nie zastanowił się nad tym, jak spójnie i przejrzyście zespolić wszystkie wątki, a sam główny bohater nie jawi się już jako postać o cechach człowieczych, tylko jak jakiś ponadprzeciętny super – bohater, co w jego przypadku jest zwyczajną przesadą. Oprócz tego twórca przeciąga trochę strunę, wrzucając Rudnickiego w plątaninę wszystkich najważniejszych spraw kraju. To on wbrew swojej woli, ale dla dobra społeczeństwa, miesza się w sprawy państwowo – polityczne, oprócz tego prowadzi dochodzenie w sprawie zabójstwa i porwań, prowadzi hotel, negocjuje z przeklętymi i staje się łącznikiem między nimi, a ludźmi, leczy chorych z ciężkich przypadłości, a jednocześnie intensywnie układa swoje życie miłosne i prywatne. Wymienione funkcje nie są jednak na pewno wszystkimi i nie wiem, czy wystarczyłoby mi cierpliwości do wymienienia wszystkich. Tak więc wydaje się być to trochę przesadzone i niepotrzebne. Nie twierdzę, że pojawienie się wątków pobocznych to coś złego, jednak ich ogromne nagromadzenie i niemożność znalezienia wspólnego spoiwa, wprowadza niepotrzebny chaos i zamęt. Ma się wrażenie, że ogląda się odcinkowy serial, który mimo wyjałowienia fabuły, ciągnie się dalej w nieskończoność.
Z pewnością zachowała się jedna cecha w trzeciej części trylogii w odniesieniu do wcześniejszych – jesteśmy bombardowani ciekawymi rozwiązaniami fantastycznymi, magia wręcz wylewa się z kartek i możemy ją wyczuć i dotknąć. Książka ma również charakter rozrywkowy. Nie jest to ciężka literatura fantasmagoryczna, tylko lekka, przyjemna lektura o charakterze przygodowym. To mi niebywale odpowiada, bo na prawdziwie mroczną i ciężką literaturę fantastyczną trzeba mieć odpowiedni nastrój i odpowiednio przygotować się mentalnie.
Bardzo podobają mi się postaci drugiego planu – może nie są mocno zarysowane, ale dodają całości polotu i dzięki nim cały czas coś się dzieje. Mam wrażenie, że tym razem gwałtownie na scenę wkraczają kobiety – kreacje kobiece są tu wielce różnorodne i dodają smaczku całej historii. Językowo, tak samo jak fabularnie – jest prosto, przejrzyście, nie ma nagromadzenia niepotrzebnej nudnawej narracji, dialogi są dynamiczne, chociaż nie górnolotne. Ale myślę, że po przeczytaniu lektury o takich detalach się raczej nie myśli i nie są one ważące w ocenie całego dzieła. Warto również zaakcentować wcześniej wspomniane motywy historyczno – polityczne – autor bez wątpienia dysponuje wiedzą w tym zakresie i miło jest, przynajmniej fragmentarycznie, przypomnieć sobie niektóre fakty o rodzimej przeszłości.
Jeśli szukacie rozrywki na kilka spokojnych wieczorów – polecam! Jeśli czegoś ambitniejszego – zdecydowanie odradzam!