Sylfana
-
Książę w wielkim mieście, jak sugeruje informacja na okładce, to pierwsza książka z całej serii, która ma się niebawem regularnie ukazywać na rynku wydawniczym. Sama autorka, Emma Chase, jest twórcą innej romantycznej serii, która zdobyła już grono zwolenniczek w wielu krajach. Jak sugeruje nam sam tytuł, powieść ta o charakterze obyczajowo – erotycznym, nawiązuje do niezwykle popularnego serialu Seks w wielkim mieście, w którym głównym wątkiem były perypetie miłosno – seksualne głównych bohaterek. W przypadku tej pozycji książkowej jest podobnie, jednak autorka skupiła się na historii jednej pary, której zażyłe stosunki poznajemy z dwóch stron – narratorem jest zarówno wspomniany tytułowy książę Nicholas, jak i jego wybranka serca Olivia, prosta i skromna dziewczyna, która prowadzi małą rodzinną cukiernię.
Mogę powiedzieć szczerze, że jeszcze zanim przystąpiłam do lektury tej opowieści, byłam do niej sceptycznie nastawiona. Bo przecież, co ciekawego może mi zaproponować taka pozornie infantylna baśniowa opowiastka o ludziach, którzy przecież nie mogą istnieć w realnym świecie? Chociaż i na to trzeba wziąć poprawkę, bo przecież niedaleka przeszłość pokazała nam, że śluby książąt z przeciętnymi obywatelkami są przecież możliwe. Do perypetii angielskiej rodziny królewskiej również odnajdujemy niezwykle dużo aluzji, choć główny bohater jest następcą tronu nieistniejącego w rzeczywistości królestwa Wessco. Jednak zbieżność występujących w powieściowej rodzinie osób do władców Wysp Brytyjskich nie jest z pewnością przypadkowa – mamy tutaj sędziwą królową, która sprawuje władzę i dwóch wnuków, z których jeden, młodszy, trwoni czas na zabawę i rozpustę, drugi, choć wydaje się być bardziej poważny i odpowiedzialny, też nie stroni od rozrywek o różnym charakterze.
Wracając jednak do najważniejszego elementu fabularnego, nie można oprzeć się wrażeniu, że choć cała historia kończy się finałem typu „żyli długo i szczęśliwie”, jest ona niebywale trywialna. Nie twierdzę, gdyż wątek związku ludzi dwóch różnych światów wydaje się być bardzo zachęcający i pełen olbrzymiego potencjału, to jednak oprócz początkowej ciekawości czytelniczej, nie dzieje się w tym temacie nic więcej. Jeśli jednak ktoś lubi napawać się szczegółowo opisanymi scenami seksu, będzie bez wątpienia usatysfakcjonowany, gdyż jest ich w książce dosyć spora ilość. Czuję się jednak odrobinę rozgoryczona, gdyż mimo tylu wątpliwości widziałam jakiś większy sens tej opowieści, który mógłby być pociągnięty aż do wielkiego finału. Jednak cała ta otoczka ekscytacji i zaciekawienia z każdą stroną bezpowrotnie rozpływała się w mgle pustych dialogów i konwersacji.
Niewątpliwym plusem tej historii jest wątek głównej bohaterki i jej zwyczajnego, nowojorskiego życia. Mamy tutaj zarysowaną opowieść młodej kobiety, która po stracie matki próbuje żyć dalej, wspiera swoją osobą młodszą siostrę i stara się pomóc zatracającemu się w alkoholizmie ojcu, który nie potrafi pogodzić się ze stratą żony. Trzeba przyznać, że Olivia potrafi wzbudzić sympatię czytelników, jej ostry i cięty język potrafi rozśmieszyć, jednak w kontaminacji z Nicholasem jej urok osobisty jakoś się rozmywa i topnieje. Nie wiem, czy jest to spowodowane kreacją tego mężczyzny, który traktuje kobiety niezwykle przedmiotowo i nieelegancko, czy może zachowaniem samej bohaterki, która w obliczu przystojnego faceta całkowicie traci rozum, a momentami nawet godność i dumę.
Nie chciałabym wdawać się w szczegóły całej tej opowieści miłosnej, jednak mogę śmiało powiedzieć, że mimo kilku zgrzytów fabularnych odnajdzie ona bez wątpienia swoich zwolenników. Językowo również daje radę i na ten moment mam takie osobiste wrażenie, że przy lekturze tego romansu erotycznego spędziłam miło czas. Polecam kobietom, które lubią powieści o „książętach na białych koniach” – każda z nas ma przecież prawo, przynajmniej o takich błękitno krwistych bohaterach czasem pomarzyć.