Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Hot Mess

Kup Taniej - Promocja

Additional Info

  • Autor: Lucy Vine
  • Tytuł Oryginału: Hot Mess
  • Gatunek: Obyczajowe
  • Język Oryginału: Angielski
  • Przekład: Jacek Żuławnik
  • Liczba Stron: 312
  • Rok Wydania: 2018
  • Numer Wydania: I
  • Wymiary: 145x205 mm
  • ISBN: 9788380533776
  • Wydawca: Burda Książki
  • Miejsce Wydania: Warszawa
  • Ocena:

    2,5/6

    3/6


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Hot Mess | Autor: Lucy Vine

Wybierz opinię:

Wisienka

Muszę się Wam przyznać, że z powieścią Lucy Vine, Hot Mess, wiązałam ogromne nadzieje. Nadzieje, iż będzie to hit. Hit większy niż Bridget Jones czy Seks w Wielkim Mieście. Zewsząd słyszałam same dobre opinie na temat Hot Mess.

 

I wreszcie nadszedł wieczór, kiedy zasiadłam w ulubionym fotelu, otworzyłam powieść, zaczęłam czytać i… No właśnie. Rzadko kiedy mogę powiedzieć, że książka, którą przeczytałam mi się nie podobała, a zaczytuję się w różnorodnych gatunkach. Tak tu, niestety, nie jestem w stanie powiedzieć, że Hot Mess mi się nawet podobało. Owszem, książka jest napisana lekkim piórem, z nutką humoru, powagi, a nawet smutku, ale sama akcja, następujące po sobie wydarzenia, są tak przewidywalne i (przynajmniej dla mnie) schematyczne, że z pewnością nie sięgnę po tę książkę jeszcze raz.

 

‘Hot mess’ oznacza atrakcyjną osobę, która bezustannie pakuje się w nowe kłopoty – tak, jak gdyby był to jej życiowy cel. Zaś książka Lucy Vine opowiada o życiowych perypetiach Ellie Knight –dwudziestodziewięcioletniej wiecznej singielki, która, jak zapewne większość z Nas, nie znosi, a wręcz nienawidzi swojej pracy. Co ciekawe Ellie nie jest w stanie sama sobie znaleźć faceta. Z pomocą przychodzi jej nawet siostra (szczęśliwa mężatka i matka) i umawia ją na randkę w ciemno. Niestety zakręcona Ellie pomyliła daty i przyszła na umówioną randkę dzień wcześniej. W tenże dzień wypadały Walentynki, więc ,,porzucona’’ bohaterka topi swe smutki w kolejnych kieliszkach wina i zwierza się barmance. Po kolejnej kolejce próbuje skontaktować się ze swoją niedoszłą randką w ciemno. Oczywiście ilość wypitego alkoholu skutkuje tym, iż dziewczyna uważa prawnika Martina za dupka. Otrzeźwienie przychodzi dopiero po powrocie do domu, kiedy to Ellie otrzymuje smsa od Martina, iż był na kolacji z dziadkami, a ich randka ma się odbyć dopiero na następny dzień – bo przecież kto umawiałby się na randkę w ciemno w Walentynki?! Oczywiście mężczyzna już nie ma ochoty na spotkanie z bohaterką. Dobrze, że Ellie zawsze może liczyć na swoich przyjaciół i tatę, któremu poświęca mnóstwo czasu (jej mama odeszła, z czym mężczyzna nie może się nadal pogodzić). Tata Ellie i Jennifer jest postacią, której nie spotkałam dotąd w żadnej innej powieści. Alan Knight ma w zwyczaju pisać maile do swoich córek, w których informuje je, o postępach w swoim życiu. Tą drogą przesyła im również kolejne rozdziały swojej ,,powieści’’. Każdy rozdział napisany przez Alana bardzo wyraźnie nawiązuje do powieści E. L. James Pięćdziesiąt twarzy Greya, jednakże jego sposób pisania może budzić pewne… kontrowersje, ale w pozytywny sposób. Poza tym powinniśmy pamiętać, że nie jest on pisarzem, zatem nie możemy oczekiwać, że językiem będzie się posługiwał niczym William Shakespeare. Jednakże po pewnym czasie jego maile zawierające owe rozdziały zaczęły mnie nużyć.

 

Zaś panna Knight biega za stereotypami – idealnym mężczyzną, pracą, która przyniesie jej fortunę i domem, gdzie będzie się czuła jak u siebie. W końcu za namową dwójki swoich najlepszy przyjaciół, postanawia założyć konto na Tinderze – może tam odnajdzie wreszcie miłość. Ale czy szukanie miłości na siłę jest tak naprawdę najlepszym wyjściem? Na to pytanie musicie sobie sami odpowiedzieć.
Tak jak wspomniałam wyżej, powieść Lucy Vine nie przebija dla mnie, ani Bridget, ani Carrie. Tą są kultowe bohaterki, które przeszły do historii i które zna każde kolejne pokolenie. Zaś pannie Ellie taka sława nie grozi. Według mnie jest zbyt standardowa, sztampowa, a momentami wręcz nudna.

Puchata Sówka

Znaczna część recenzji, które miałam okazję przeczytać przed sięgnięciem po „Hot mess” zachwalała tę pozycję jako autentyczną, przezabawną oraz lekką. Dlatego też z pewnymi oczekiwaniami podeszłam do tej historii, mając nadzieję na przyjemną lekturę, a także poprawę humoru. Czy jednak debiut Lucy Vine rzeczywiście zachwycił mnie jak inne czytelniczki?

 

Ellie Knight to trzydziestoletnia singielka, która wciąż poszukuje „tego jedynego”. Czytelnik ma okazję poznać jej perypetie, śledzić nieudane podboje miłosne, a przy tym się z nią utożsamić. Nadchodzi jedyna w swoim rodzaju „Hot mess”!

 

Po przeczytaniu pierwszego rozdziału już zdałam sobie sprawę, że nie otrzymałam tego, czego się spodziewałam. Zawiedziona czytałam dalej, mając nadzieję na poprawę wraz z rozwojem historii. Jednak i tam doznałam tylko rozczarowania.

 

Jedynym atutem tej powieści, który był podkreślany w wielu recenzjach, to jej lekkość w lekturze. Nie można zaprzeczyć, że „Hot mess” czytało się przyjemnie, a strony same przelatywały między palcami. Z jednej strony jest to zasługa autorki i jej niezwykle prostego, opiewającego w liczne potocyzmy stylu pisania. Natomiast z drugiej czytelnik otrzymuje prostą, a nawet typową, historię samotnej kobiety poszukującej miłości z niezadowalającym skutkiem. Już od pierwszych stron zostaje on wciągnięty w wir zdarzeń przytrafiających się głównej bohaterce. Towarzyszy Ellie w trudnych chwilach, być może ma nadzieję, że tym razem znalazła ona odpowiedniego mężczyznę. Natomiast wtedy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, książka się kończy, a czytelnik pozostaje z przyjemnym uczuciem związanym z przeczytaniem świetnej historii lub, jak w moim przypadku, z rozczarowaniem związanym z niespełnionymi oczekiwaniami.

 

Obiecywany wspaniały humor gdzieś umknął mi w trakcie lektury. Po wielu przemyśleniach doszłam do wniosku, że prawdopodobnie żarty przedstawione na kartach „Hot mess” po prostu nie były zabawne tylko dla mnie. Może mam zbyt specyficzne poczucie humoru? Trudno powiedzieć. Uśmiech na mojej twarzy wywołały fragmenty powieści ojca głównej bohaterki, która miała być ewidentną parodią ośmieszającą „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, jednak po dłuższym czasie nawet one straciły swój pierwotny urok.

 

Autentyczność „Hot mess” także wydała mi się nieco nieprawdopodobna. O ile niektóre sytuacje rzeczywiście mogą mieć miejsce w prawdziwym życiu, o tyle inne są całkowicie przerysowane, a przez to nic nie mają wspólnego z autentycznością. Ja bym powiedziała, że wydarzenia przedstawione w tej powieści należy traktować nieco z przymrużeniem oka, gdyż widać, że autorka chciała nieco ośmieszyć wszystkiego rodzaju filmy i książki o miłości. Jednak „autentyczna” to zdecydowanie nie jest najlepsze określenie dla tej historii.

 

Ta niepozornie krótka powieść mieści w sobie wiele różnorodnych bohaterów. Jednak tak naprawdę żaden z nich nie został dogłębnie rozwinięty. Mają oni jakieś swoje cechy charakterystyczne, dzięki którym można bez problemu ich odróżnić, jednak na tym się kończy przedstawienie większości postaci. Główna bohaterka jest nieco lepiej przedstawiona ze względu na pierwszoosobową narrację, jednak mogła zostać jeszcze lepiej rozwinięta. Ponadto czasem miałam nieodparte wrażenie, że postaciami są osoby około dwudziestego roku życia, a nie ponad trzydziestoletni dorośli, odpowiedzialni, posiadający czasem własne rodziny ludzie. W tym miejscu można by ponownie nawiązać do wątpliwej autentyczności „Hot mess”.

 

Osoby poszukujące czegoś nowego, innego z pewnością zawiodą się po lekturze tej pozycji. Nie ma w niej nic zaskakującego, nieprzewidywalnego. Nie można dopatrzeć również się swego rodzaju wyjątkowości, dzięki której ta powieść wyróżniałaby się na tle innych. Jednym pierwiastkiem oryginalności są właśnie owe fragmenty powieści ojca Ellie, jednak to za mało, by móc mówić o „Hot mess” jako o czymś nowym na rynku wydawniczym.

 

Debiut Lucy Vine to idealna pozycja na jeden raz. Niestety w moim przypadku nie pozostawiła po sobie zbyt wiele pozytywnych uczuć. W dodatku „Hot mess” to jedna z takich historii, o których się szybko zapomina. Powód jest dosyć prosty – można znaleźć wiele innych, a jednocześnie takich samych powieści.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial