Literanka
-
Zdarza mi się ostatnio coraz częściej sięgać po literaturę, która pozytywnie mnie zaskakuje. Jako zagorzała czytelniczka nie unikam marketingowych kampanii, które podsuwają mi interesująca lekturę, jednakże również tak nienarzucająca się książka, jak „Z góry widać tylko nic” Arka Borowika,mimo nienachalnej promocji, zasługuje na uwagę.
Książka to kilka opowieści w jednej, jak baśnie tysiąca i jednej nocy. Wszystkie historie opowiadane są przez Strawińskiego, zdystansowanego uczestnika korpoświata, który przyłapany na spaniu w pracy, potem piciu alkoholu i w dwuznacznej sytuacji z narzeczoną prezesa, stara się wykupić od zwolnienia poprzez historie opowiadane temuż właśnie prezesowi. Pierwsza z nich to historia małżeństwa Jacka, dobrze zapowiadającego się pisarza oraz Moniki, aktorki jednej roli, czekającej na pojawienie się nowych propozycji. Nie wiedzie się im najlepiej finansowo, jednak spaja ich prawdziwa miłość. Pewnego dnia Jacek ratuje od utonięcia syna Adama Goldfisha (nawiązanie do bajki o złotej rybce aż nazbyt czytelne) - niezwykłego, tajemniczego i wszechmocnego biznesmena, który zobowiązany do rewanżu chce spełnić wszystkie życzenia Jacka. Mężczyzna nie jest zainteresowany żadną pomocą, co innego Monika, która dostrzega szansę na zmianę całego swojego życia. Ingerencja Adama w losy pary jest tak wielka, że zmienia całkowicie życie wszystkich, a gdy się wycofuje, w zasadzie sprowadza katastrofę.
Następna historia opiera się na motywach bajki o Czerwonym Kapturku. Mamy tutaj Joasię, którą poznajemy podczas Wigilii spędzanej razem z mamą i babcią. Kobiety skaczą sobie do gardeł, wzajemnie krytykują, znów pełno tu zaskakujących emocji, wylewanych bezlitośnie pretensji i żalów. Obdarowują się jednak prezentami – Joasia dostaje czerwoną czapkę, a babcia szkatułkę z kluczykiem, w której w następnych latach przechowuje pieniądze. Po latach jednak gubi kluczyk, na szczęście Joasia i jej mama mają zapasowy. Dziewczynka musi dostarczyć go babci, jadąc samotnie przez miasto. Po drodze dowiadujemy się, że ma klaustrofobię i gdy ma wejść do stacji metra, nie jest w stanie tego zrobić. Wtedy spotyka Wolfganga (wymowne znów imię) – szesnastolatka, który niezrozumiany przez rodziców ucieka z domu. Dziewczynka opowiada mu o szkatułce babci pełnej pieniędzy, czym budzi w chłopcu myśl o kradzieży.
Odkrycie motywów kolejnej historii zajęło trochę czasu, na pierwszych stronach nie odnalazłam oczywistych wskazówek. Swoją drogą, kiedy już odkryłam, że każda opowieść to bajka, odczytywanie symboliki kolejnych stało się niezwykle intrygujące. Ta historia to współczesna interpretacja bajki o królewnie Śnieżce i siedmiu krasnoludkach. Krasnale to dzieci skrzywdzone, porzucone przez najbliższych, pozostawione same sobie, wykorzystane. Królewna to młoda dziewczyna, która staje się ofiarą chorobliwej, wręcz maniackiej zazdrości innej kobiety o swojego męża. Dramaty dzieci są przejmujące, pogoń za utrzymaniem urody, psychotyczna motywacja do bycia piękną i pożądaną Lidki – zazdrosnej żony jest wręcz przerażająca.
Język Borowika jest przejmujący, wyważony, przez co oddaje ogromny ładunek emocjonalny, jaki towarzyszy wszystkim bohaterom opowieści. Fragmenty dotyczące Strawińskiego z kolei iskrzą się od ironicznego i sarkastycznego humoru. Dzięki temu książkę czyta się z łatwością, jednak w ciągłym napięciu.
Książka zostawia czytelnika z wieloma pytaniami. Przede wszystkim zmusza do zastanowienia się nad tym, co w życiu ważne – pogoń za marzeniami, karierą, czy bycie blisko kochających ludzi.Ukazuje, że ludźmi rządzą pragnienia, uczucia, które doprowadzają do utraty kontroli nad własnym zachowaniem. Często serce ma przewagę nad rozumem, co prowadzi do życiowych dramatów, łamie życie, wyzwala w ludziach instynkty, o których posiadanie wcześniej się nie podejrzewali. Lektura jest wciągająca i przejmująca, według mnie godna polecenia.