Pani M
-
Słyszeliście kiedyś o kwaterze na „Łączce”? To miejsce, w którym po wojnie do dołów śmierci, bez szacunku i czci, wrzucano potajemnie ciała żołnierzy antykomunistycznej konspiracji zabitych w więzieniu na Rakowieckiej. 23 lipca 2012 r., rozpoczęły się ekshumacje prowadzone pod kierunkiem prof. Krzysztofa Szwagrzyka. Dzięki determinacji udało się z dołów na „Łączce” wydobyć wszystkie szczątki ponad 300 ofiar. Do tej pory, dzięki badaniom DNA, zidentyfikowano już 58 Żołnierzy Niezłomnych-Wyklętych. „Łączka” okazała się symbolem zwycięskiego boju o prawdę i pamięć wolnej Polski. W tej publikacji znajdziecie nie tylko fotografie, ale także zapis 15 rozmów, które przeprowadził wolontariusz Jarosław Wróblewski. Rozmawiał m.in. z pracownikami IPN-u, wolontariuszami, pasjonatami historii, krewnymi ofiar i byłymi więźniami okresu stalinowskiego.
Nie była to dla mnie łatwa lektura. Przyznam szczerze, choć nie ukrywam, że nie jestem z tego powodu dumna, że nigdy nie słyszałam o kwaterze na „Łączce”, dlatego postanowiłam zapoznać się z tą publikacją. Wciąż mam spore braki w wiedzy dotyczącej tamtych czasów. A i wcześniej nie interesowałam się tym zagadnieniem.
Nie spodziewałam się tego, że to będzie tak emocjonująca lektura. Autor wiedział, w który punkt uderzyć, żeby wywołać w czytelniku wzruszenie. Chyba najlepszym przykładem będzie rozdział „Bóg pozwoli mi doczekać odnalezienia ojca. Rozmowa z Zofią Pilecką-Optułowicz, córką rotmistrza Witolda Pileckiego. Ta rozmowa mnie wzruszyła i w trakcie lektury w moich oczach pojawiły się łzy. Nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, jak zachowywałabym się i co czułabym na jej miejscu. Kiedy czytałam rozmowę z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem, poczułam, że z każdym słowem narasta we mnie szacunek do niego. Wykonał wraz z zespołem kawał niesamowitej roboty. Walczył o poszukiwanie ofiar komunizmu. Chyba nikomu nie muszę mówić, że jego praca nie spotkała się od razu z optymistycznym przyjęciem. Byli ludzie, którzy szkodzili, a potem zabierali głos podczas uroczystości. Jakoś niespecjalnie mnie to dziwi.
Jako, określę to roboczo raport z przeprowadzonych prac, ich ukoronowanie i udokumentowanie, jest to bardzo dobra publikacja. Znajduje się tutaj sporo informacji, o których nie powie wam nikt na lekcjach historii. Poznacie rodziny ofiar, przekonacie się, jak wyglądało ich życie w cieniu tragedii. Dowiecie się, co czuli, gdy dowiedzieli się o możliwości odnalezienia szczątków ich bliskich. Będziecie mogli zobaczyć, jak wyglądały prace przy wydobywaniu szczątków ofiar komunizmu. Jarosław Wróblewski pod tym względem postarał się. W ciekawy sposób opowiedział o tym szczególnym miejscu. Potraktował swoich rozmówców z szacunkiem i moim zdaniem w pewnym sensie oddał hołd ofiarom, które po wielu latach w końcu mogły zostać zidentyfikowane. Dzięki niemu sporo osób będzie mogło dowiedzieć się czegoś więcej o tych żołnierzach i ich rodzinach.
Mam jednak pewien problem z odbiorem tej publikacji jako albumu. Zdjęcia są przepełnione emocjami i wyrażają to, czego słowa autora i jego rozmówców wypowiedzieć nie potrafią. Robiła je osoba, która potrafi uchwycić chwilę. Niestety, zdjęcia nie są podpisane i to jest największy mój zarzut, jeśli chodzi o tę publikację. Chciałabym wiedzieć, na co aktualnie patrzę. Jeśli chodzi o większość – nie było z tym większego problemu, ale mimo wszystko opisy by się przydały.
Jeżeli chcecie przekonać się, co odnaleziono w tej kwaterze i jak przebiegały prace – zachęcam do lektury.