Justyna
-
Rynek thrillerów czy książek sensacyjnych w Polsce ma się dobrze, wystarczy przejrzeć wirtualne półki z nowościami i zapowiedziami na dany miesiąc.Podaż zwykle wynika z popytu więc miłośników gatunku nie brakuje.W natłoku nowych pozycji trudno znaleźć coś naprawdę wybitnego, co zapadnie w pamięć (ile można przerabiać te same tematy, czasem tylko lekko zmodyfikowane czy odwrócone). J. S. Monroe (pseudonim brytyjskiego pisarza - Jona Stocka) nęci czytelników nowością „Znajdź mnie”.
Rosa Sandhoe traci ojca na pierwszym roku studiów w Cambridge. Był dla Rosy jedyną bliską rodziną, matka zmarła tuż po porodzie. To tragiczne odejście mocno wpłynie na dalsze wydarzenia.Podczas zakrapianego studenckiego wieczoru Rosa poznaje Jara Costello, który ratuje ją z barowej opresji. Między dwojgiem zawiązuje się szczególna więź, która z czasem przeradza się w mocny związek. Jara poznajemy kiedy upływa pięć lat od samobójczej śmierci Rosy. Choć teoretycznie czas leczy rany chłopak nie może pogodzić się z jej odejściem. Na co dzień stara się ułożyć życie na nowo z tym, że wciąż pojawiające się realne wizje że Rosa żyje, skutecznie to utrudniają. Dziewczyna „pojawia” się w różnych miejscach, a tym wizjom towarzyszą sygnały jakby chciała coś przekazać. Ciała Rosy nigdy nie odnaleziono dlatego Jar wierzy, że dziewczyna żyje, dzieje się jej coś złego i trzeba ją uratować. Niespodziewanie trafia w jego ręce dziennik dziewczyny, co staje się początkiem długiej drogi poszukiwań, wiele razy na własną rękę.
„Znajdź mnie” to książka, która wciąga od samego początku. Początkowe zdarzenia są na tyle realne, że nie trzeba łapać się za głową czy niedowierzająco kręcić głową. Czyta się po prostu przyjemnie. Smaczku dodaje fakt, że przeskakujemy w czasie – od tego co robi teraz Jar, do dziennika Rosy, która szczegółowo dokumentuje ich poznanie, lata dzieciństwa, wspomnienia związane z ojcem czy inne elementy studenckiego życia. Ja tak lubię.
Akcja rozkręca się powoli, co dla mnie powinno być stałym punktem gatunku. Taki zabieg pozwala nam wgryźć się w postaci, lepiej ich poznać, żeby z czasem wiedzieć komu kibicujemy. Plusem powieści jest fakt, że nic nie ma podanego na tacy. I choć im bliżej końca, tym jaśniej, czyta się naprawdę dobrze. Monroe balansuje wątkami, wprowadzając takie elementy które odwracając uwagę, przenoszą punkt zainteresowania, a jak wracasz na właściwe towary zastajesz bum! I kompletną rozsypkę. Jest dobrze. Ale i jest tego dużo: od żałobnych halucynacji, przez wywiadowcze służby, tajemne organizacje, szpiegowskie akcje, po tajemnicze stowarzyszenia zaszyte gdzieś w starej bazie wojskowej, która rekrutując najlepszych zmienia ich tożsamość. Do tego dochodzi niejasna i do końca zbadana przeszłość ojca Rosy, która trzeba przyznać otworzyła w jej życiu wiele furtek.
Jedno co pozostawia rysę, to zakończenie. Jak dla mnie finał powieści trochę przesadzony, przywodzący na myśl filmy klasy B, ze spektakularnych finałem i udziałem jakiegoś-hero, a ostatnie kartki mocno cukierkowe. Jakby zabrakło pomysłu. Z drugiej strony nie można wiele wymagać jeżeli przez ponad czterysta stron to napięcie trzymało poziom.
Książkę dosłownie połknęłam. Dobra porcja rozrywki na wiosenno-letnie leniuchowanie. Fanom gatunku szczerze polecam, a i myślę że osoby lubujące się w innych książkach, w „Znajdź mnie” znajdą coś dla siebie. I choć nie jest to książka super wybitna i nie wiem czy na długo zapadnie w pamięć, to nie ukrywam czyta się świetnie, a o to w czytaniu przecież chodzi. I tu sprawdza się teza, że dobry POMYSŁ na opowieść to połowa sukcesu.