Airel
-
O Ewie Białołęckiej słyszałam od lat, ale nigdy nie miałam okazji czytać jej powieści, choć wielokrotnie mi to wypominano. Dlatego ponowne wydanie jej twórczości przez wydawnictwo Jaguar bardzo mnie ucieszyło. W końcu mogłam przeczytać o tych ponoć niezwykle interesujących magach z fantastycznej krainy Lengorchii. Choć z jakiegoś powodu wciąż mam problem z wymówieniem i poprawnym zapisaniem tej nazwy.
Przyznaję od razu, że wszyscy znajomi, którzy nakłaniali mnie swego czasu do czytania twórczości Ewy Białołęckiej, mieli rację. Przeczytałam pierwszy tom w wolną od obowiązków sobotę i wieczorem mogłam już otworzyć kolejny. Postaci są interesujące, wciągające – trudno się z nimi nie zżyć i nie interesować się ich dalszymi losami.
Zanim zaczęłam czytać, byłam świadoma, że cykl „Kroniki drugiego kręgu”, a przynajmniej pierwszy ich tom, powstał, bazując na zbiorze opowiadań (wydanych początkowo pod tytułem „Tkacz iluzji”). Tych opowiadań nigdy w ręku nie miałam, więc nie mam bezpośredniego porównania, ale muszę przyznać, że konstrukcja pierwszego tomu ewidentnie sugeruje, że poszczególne części stanowiły kiedyś osobne opowiadania. Co zupełnie nie przeszkadza w czytaniu!
Niepełnosprawni raczej rzadko bywają głównymi bohaterami powieści. Tutaj jest jednak inaczej. Talent magiczny czasem rozrasta się zbyt mocno, powodując, że inne cechy nie mogą rozwijać się prawidłowo: słuch, unerwienie kończyn… I chociaż wydawałoby się, że świadomi tego obywatele (o innych magach nie wspominając) będą inaczej traktować niepełnosprawnych członków swoich społeczności, to jednak okazuje się, że jest jak zawsze. Inność zwykle bywa kłopotliwa, szczególnie dla dzieci, które zmagają się z odrzuceniem przez grono rówieśników – a dorośli często też nie udzielają im niezbędnego wsparcia. Zachwyca mnie, że ta książka porusza (z wdziękiem) tak trudny temat. Że każe swoim czytelnikom przynajmniej na chwilę postawić się w sytuacji skrzywdzonej, wyśmiewanej osoby, do której przecież już poczuliśmy sympatię.
I są inne, drobniejsze rzeczy, które mnie cieszą: obrazowe imiona, które matki starannie dzieciom wybierają. Fakt, że smoki mają futerko (to bawi mnie szczególnie ze względów osobistych, gdyż w moich, pisanych do szuflady opowiadaniach, smoki były pod tym względem podobne – a przecież nie znałam prozy pani Białołęckiej). Rozbudowany świat, który poznajemy szerzej z każdą przeczytaną stroną. Wszyscy bohaterowie, z którymi się zżyłam i ich polubiłam, ich dorastanie i poszukiwanie celu. Zmagania z otaczającą ich rzeczywistością. Łączenie się opowiadań (powoli) w jedną całość.
Biały Róg, Nocny Śpiewak i Kamyk – wszyscy przynieśli mi mnóstwo radości, wiele emocji i wspaniale spędzoną sobotę. Cieszę się, że mogłam poznać ich historie, dowiedzieć się, jacy są i dlaczego tacy się stali. Żaden z nich nie miał łatwego życia, ale sposób, w jaki Ewa Białołęcka potrafi nam o tym opowiadać, jest rzeczywiście godny podziwu. Nie dziwią jej wielokrotne nominacje do nagrody Zajdla (dwukrotnie też zdobyła nagrodę).
Jest to jedna z najmilszych książek, jakie ostatnio czytałam, świetnie, wartko napisana. Dopracowana. Wszystko mi się w niej podoba. Jest to jedna z tych książek, które po prostu warto podrzucać znajomym fanom fantasy. Z niecierpliwością sięgnę po kolejne tomy „Kronik drugiego kręgu”. Myślę, że będą równie czarujące co „Naznaczeni błękitem”. To świetnie wykreowany świat, a jego największą siłę stanowią młodzi bohaterowie, zmagający się z niełatwym dziedzictwem magii i dorastania, szukający swojego miejsca na świecie.