Iwona Banach
-
Tamara Tokaj, autorka tej książki jest nauczycielką i psychologiem zajmującym się ludźmi w kryzysie, rodzinami osób uzależnionych jak także osobami borykającymi się z chorobami psychicznymi. Prowadzi też blog dotyczący Indii. Prywatnie żona i matka, a także osoba niezwykle wtopiona w działalność wspólnoty neokatechumenalnej.
O ile zazwyczaj wiara i podejście autora do jej spraw dla książki nie mają jakiegoś szczególnego znaczenia, a jeżeli mają to jest ono dość marginalne, o tyle tutaj przynależność do neokatechumenatu ma duże znaczenie dla odbioru książki toteż trzeba ten termin nieco wyjaśnić. Wspólnota neokatechumenalna to katolicka fundacja i wspólnota ludzi, którzy promują odnowę życia parafialnego na trzech filarach, którymi są: Słowo Boże, Liturgia, Wspólnota i zajmuje się „formacji w wierze osób dorosłych i młodzieży”.
Na całym świecie jest bardzo wiele takich wspólnot składających się często z rodzin wielodzietnych, bo głoszących „otwartość na życie”. Po co w ogóle wspominam o tym tutaj, w tekście dotyczącym książki, nota bene podróżniczej, o Indiach? Otóż dlatego, że Indie nie są jednoznaczne ani jednolite i każdy widząc je z własnej perspektywy nie tylko może, ale i musi zobaczyć je inaczej.
„Zwykły” turysta z klimatyzowanego pokoju hotelowego zobaczy Indie kolorowe i zamożne, poszukujący drogi czy uduchowienia zobaczy Indie przesiąknięte przeróżnymi wierzeniami religiami, Tamara Tokaj zobaczyła przede wszystkim Indie głodne, biedne, ale godne i uduchowione.
Bez ocen i oceniania autorka pokazuje wielokulturowość i wieloreligijność, która mimo pozornego spokoju i akceptacji nie zawsze jest prosta i łatwa. Opowiada o historii tych terenów, o walkach pomiędzy wyznawcami rożnych religii, o konfliktach narodowościowych, o wszystkim tym, co zazwyczaj umyka turystom, którzy chcą zobaczyć kolorowe Indie z pocztówki nie zastanawiając się co kryje się pod nieco kiczowatym i przesłodzonym obrazem, a kryje się wiele.
Jednakże, żeby widzieć, trzeba chcieć zobaczyć. Nie odwracać oczu od biedy, powszechnego głodu, brudu i straszliwej nędzy w jakiej żyją tysiące mieszkańców tego ogromnego państwa. Dodatkowo będąc we wspólnocie neokatechumenalnej autorka obraca się w związanych z nią kręgach, mieszka w rodzinach wyznających te same wartości, wiele o nich pisze i dużo mówi o modlitwie, rodzinie i życiu z tym związanym nie negując przy tym wiary innych ludzi, ani nie wartościując ich wyborów.
Pokazane przez nią Indie to miejsce święte po wielokroć, a wyrazem szacunku w stosunku do takiego miejsca w Indiach jest zdjęcie sandałów. Stąd tytuł książki, bo jak twierdzi sama autorka czynnością jaką wykonywała najczęściej było właśnie zdejmowanie sandałów.
„Zdejmij sandały” to przejmująco piękna, ale i tragicznie smutna opowieść o świecie, przeznaczeniu, niezbadanych wyrokach losu, o ludziach, którzy żyją gdzieś indziej i inaczej, ale mają te same problemy i oczekiwania jak każdy inny człowiek.
Autorka opisuje Indie w sposób jaki zazwyczaj się nie robi, pokazuje nie tyle egzotykę, ale właśnie zwyczajność, pokazuje nie pozory, a głębię.
Pokazuje ten kraj przez pryzmat wiedzy, wiary i duchowości współczesnego Europejczyka, oraz przez pewną odpowiedzialność jaką Europa ponosi za losy tego kiedyś skolonizowanego i rządzonego okrutnie twardą reka kontynentu.
Oczywiście zobaczymy też zwyczaje i zabytki, a to za sprawą nie tyle samej opowieści co zamieszczonych w niej zdjęć, bo trzeba przyznać książka wydana przez Bernardinum wydana jest nie tyle pięknie co wręcz perfekcyjnie. Dopracowana w każdym szczególe, kusząca szatą graficzna, okładką wreszcie nawet papierem na którym została wydrukowana.
Doskonale nadaje się na piękny prezent.