Bacha85
-
Gdy z końcem roku dwa tysiące siedemnastego nakładem wydawnictwa Nasza Księgarnia ukazała się książeczka dla najmłodszych „Mamusie z dziećmi” autorstwa Guido’a van Genechtena, kwestią czasu pozostało to, kiedy na polski rynek trafi jej uzupełnienie, czyli „Tatusiowie z dziećmi”. W końcu dlaczego ktoś dorosły z dzieckiem musi być koniecznie mamą? Rola ojca w życiu dziecka jest równie ważna i nie powinno się jej dyskryminować.
„Tatusiowie z dziećmi” trzymają się przyjętej przez autora koncepcji. Na 12 sztywnych kartkach znajdziemy dziesięć par zwierzęcych rodziców z maluchami. Czarno białe, schematyczne ilustracje oddają wszystkie cechy charakterystyczne zwierzęcych bohaterów. Dzieci są wierną kopią swoich tatusiów, ich miniaturką. Można tu odczuć pewien zgrzyt logiczny, gdyż tatą gąsieniczki jest gąsienica, zamiast motyla, a dzieckiem żaby jest żabka, zamiast kijanki.
Tak jak w przypadku „Mamuś z dziećmi” są to zarówno zwierzęta znane dziecku z przydomowego ogródka, jak i te, które spotkać można w zoo. Pies, ryba, żaba, czy nosorożec, to tylko część bohaterów tej książki. Trudno mówić o wierności względem wiedzy przyrodniczej, gdyż biorąc pod uwagę otaczający nas świat, tatusiów biorących czynny udział w wychowaniu potomstwa u zwierząt nie ma zbyt wiele (a taki pingwin załapał się do „Mamuś z dziećmi”). Jednak w tej publikacji nie chodzi o edukację przyrodniczą, a o pokazanie maluchowi, że zwierzątka też maja swoich ojców.
Dobór zwierzątek mocno ograniczył wykorzystane w książce słownictwo. Tylko w przypadku pary pies – szczeniaczek użyto całkowicie innego słowa. Większość par stworzona została za pomocą zdrobnień: ptak – ptaszek, gąsienica – gąsieniczka, czy jeż – jeżyk. Wyjątkiem jest mały nosorożec, gdzie zdrobnienie musiało powstać w sposób opisowy.
Celem tej książeczki na pewno nie jest zbliżenie dziecka do biologicznej różnorodności otaczającego nas świata. Zawiera zbyt wiele błędów, które rodzic powinien prostować w rozmowie z co bardziej dociekliwym dzieckiem. Wytłumaczyć, że żabi, czy krokodyli tatusiowie nie opiekują się młodymi, a w tym drugim przypadku mogą wręcz stanowić dla nich zagrożenie. Również pominięcie etapów rozwoju poszczególnych zwierząt obniża wartość tej książki, jako źródła wiedzy. Gdyby zamiast żabki znalazła się kijanka, a tatę gąsienicę zastąpił motyl, książeczka byłaby bliższa rzeczywistym sytuacjom obecnym w przyrodzie.
Jest to w końcu książka, służąca do nauki pierwszych słów, więc ograniczenie słownictwa nie jest wielką wadą i pod tym względem „Tatusiowie z dziećmi” mają przewagę na „Mamusiami z dziećmi”, w których to znacznie więcej zwierzątek ma inne określenia na swoje młode. Z tego samego względu zapewne pominięte zostały stadia rozwojowe. Z drugiej strony, gdy chodzi nam o wzbogacenie słownictwa mówiącego już malucha, wcześniej wydana książeczka sprawdzi się lepiej.
„Tatusiowie z dziećmi” to nie jest zła książeczka. Jest idealna dla maluchów, które dopiero uczą się wypowiadać pierwsze słowa sprawdzi się idealnie. Sztywne kartki przetrzymają nawet najbardziej intensywne czytanie. Niestety jest to pozycja, która w dziecięcej biblioteczce dość szybko się zdezaktualizuje, gdyż zarówno pewne ubóstwo językowe, jak i poważne braki rzeczowe nie pozwalają uczynić z niej czegoś więcej. Nie jest to więc książka, do której z chęcią będzie wracał nawet już kilkuletni przedszkolak, nie pozwoli na to również czarno biała oprawa graficzna.