Pani M
-
Jesień 1944. Tuż po upadku Powstania w podwarszawskich Włochach spotykają się trzy młode kobiety: Irenka, przedwojenna tancerka kabaretowa, Zośka, studentka architektury i Helenka, prosta dziewczyna z ubogiej wioski. Wojna odebrała im rodziny, więc kobiety postanawiają złączyć siły. Stają się dla siebie siostrami. Są zaradne, energiczne i z uporem dążą do celu. Czasy, w jakich przyszło im żyć, są trudne. Wszyscy nieustannie boją się o swoje życie. Kobiety postanawiają jednak stawić temu wszystkiemu czoła. Są zdesperowane, by przeżyć.
Zanim przejdę do opisywania moich wrażeń po lekturze, uprzedzę wszystkich tych, którzy nie czytali „Dziewczyny z kabaretu”, że raczej nie mają czego tu dla siebie szukać, gdyż ta książka jest kontynuacją wspomnianej przeze mnie powieści. Szkoda tylko, że niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę.
Manula Kalicka oczarowała mnie kolejnymi przygodami Irki. Moim zdaniem „Koniec i początek” jest zdecydowanie lepszy od „Dziewczyny z kabaretu”. W tę powieść weszłam od razu, porwała mnie już od pierwszych stron i przeczytałam ją jednym tchem.
Chociaż czas akcji obejmuje II wojnę światową, nie musicie obawiać się tego, że zostaniecie przez nią przytłoczeni. Owszem, jak mówi Irenka, wojna sprawia, że żyje się w innym świecie. Tu nie ma miejsca na uczucia. Najważniejsze jest to, żeby przeżyć. Czasem za wszelką cenę. Manula Kalicka podchodzi do wojny w inny sposób. Wielu autorów koncentruje się na tym, by pokazać walki, przypomnieć o piekle, które rozgrywało się w obozach koncentracyjnych. Autorka pozwala, byśmy spojrzeli na wojnę oczami kobiet, które choć nie biorą w niej czynnego udziału, też o coś walczą. Przyznam, że brakowało mi takich książek i właściwie nie potrafię przywołać żadnej, która by mi tę przypominała.
Nie znaczy to jednak, że to co złe w wojnie, idzie całkiem w zapomnienie. Gdyby autorka zrobiła coś takiego, podejrzewam, że książka sporo straciłaby na wiarygodności, a przecież sama przyznała, że niektóre opisane tu wydarzenia miały miejsce w rzeczywistości.
„Koniec i początek” to przepiękna historia o kobietach, które stały się siostrami z wyboru i chciały na nowo poukładać swoje życie w obliczu wojny. Chociaż wciąż trwały walki, one marzyły o tym, by znaleźć kogoś, kto będzie ich ostoją. Przy tej książce można zarówno się pośmiać, jak i popłakać. Manula Kalicka przeszła samą siebie i należą się jej ode mnie wyrazy uznania. Jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem tej książki. Udało się jej przenieść mnie w miejscu i czasie. Miałam wrażenie, że patrzę na to wszystko oczami bohaterek.
Nasuwa się pytanie, czy po tę powieść mogą sięgnąć mężczyźni, skoro wszystko kręci się wokół kobiet. W sumie dlaczego nie? To nie jest tania, łzawa opowiastka, a dobrze skonstruowana opowieść o życiu, walce o przetrwanie i uczuciach między ludźmi w obliczu wojny. W każdym razie ja nie odniosłam wrażenia, że to babska książka i faceci mają się trzymać od niej z daleka. Co prawda historia przypadnie do gustu bardziej paniom niż panom, ale jeśli oni chcą, również mogą się z nią zapoznać.
Jeżeli szukacie dobrze napisanej książki, przy której na chwilę oderwiecie się od rzeczywistości, sięgnijcie po tę powieść. Pamiętajcie tylko o tym, co napisałam na początku. Teoretycznie można czytać tę książkę bez znajomości poprzedniej części, ale lepiej poznać historię Irenki od początku.