Łasic
-
Ciekawy pomysł, intrygująca fabuła. Typowa powieść kryminalna, miłośnicy gatunku na pewno się nie rozczarują.
Głównym bohaterem jest dziennikarz, Zbyszek. Świat Zbyszka wywraca się do góry nogami, kiedy dowiaduje się o śmierci przyjaciół z pracy. Sławek i Nina zginęli w dość osobliwych okolicznościach, obie tragedie zdarzyły się dzień po dniu. Zbyszek nie może i nie chce uwierzyć w dziwny zbieg okoliczności, na własną rękę chce się doszukać prawdy.
Intryga naprawdę zgrabna, dobrze przemyślana, na pewno to było pracochłonne, za co ogromny szacunek. Świetna narracja… tylko dialogi, za przeproszeniem, fatalne.
Nie winię autorki, tylko wydawnictwo. Źle zapisane w wielu scenach, podstawowe zasady interpunkcji w koszu. Jak można schrzanić taką powieść?! Rozumiem, że akcja dzieje się w latach siedemdziesiątych i być może ludzie nie rozmawiali, tylko wygłaszali monologi, nie dane mi było sprawdzić. Może to tylko stylizacja, ale dla mnie już nie do strawienia.
Niestety, to się rzuca w oczy i razi. Reszta, poza tym drobiazgiem bardzo mi się podobała. Tak jakby odcinek serialu CIA na papierze w wersji retro. Szybko, zwięźle i na temat. Opisy bardzo ładne, kolokwialnie – obrazy stają przed oczami. Autorka bez wątpienia ma talent i potrafi opowiadać, operować słowem, bawić się porównaniami. To się naprawdę przyjemnie czyta, ale jak wspomniałam – dialogi to tortury.
Nie wiem z czego to wynika, ale to wygląda tak, jakby pisały to dwie osoby. Raz płynnie, cudowna narracja. Dialogi – koszmar. Zagadka ciekawa, a bohaterowie jakby wycięci z tektury. Nawet moja babcia, która ma ponad 90 lat nie posługuje się takim językiem, a jest to powieść wydana w zeszłym roku. I tych męczących dialogów jest zdecydowanie za dużo.
Jak dla mnie, oni w ogóle się nie odzywać, niech narrator opowiada.
Trudno podsumować, bo w żaden sposób nie chcę zaszkodzić Pani Zuzannie, tylko nie mogę dać pozytywnej oceny. Już nawet nie chcę maglować tematu dialogów, ale na te sprawy należy zwracać uwagę. Mnie osobiście też to spotkało, byłam wściekła. Powieść może być rewelacyjna, ale co z tego, jeśli zostaje potraktowana w taki sposób i błędy odwracają uwagę od treści? Przełamałam się, przeczytałam, ale znając życie – nie ja jedna się do tego przyczepię. W końcu ludzie płacą za książki, zazwyczaj niemało i raczej oczekują jakości. Pieniądze z nieba nie spadają. Szacunek do własnej pracy też każdy powinien mieć, a praca Pani Zuzanny zwyczajnie została potraktowana „po macoszemu”. Przykre zjawisko.
Fabularnie – bez zarzutów, wszystko tak jak powinno być. Wciąga, intryguje, na oko widać, że to koronkowa robota. Autorka wodzi czytelnika za nos, sprytnie rozdaje karty, zaskakuje w momentach, kiedy wszystko wydaje się już w stać w miejscu. Chce się odwrócić kolejną stronę, dowiedzieć się o co naprawdę chodzi w zawiłej opowieści. Na tym polu wyszło świetnie.
Jednak jest zbyt dużo „ale”. Bohaterowie właściwie bez wyrazu. Dialogi – okropne. Klimat tamtych czasów jakby ledwo nadgryziony. Równie dobrze można by było zamienić marki samochodów, milicjantów na policjantów i wyszłoby na to samo.
W założeniu to powinno być klimatem przesiąknięte, Nie jest. Książki wydane w latach osiemdziesiątych bardziej działają na wyobraźnię. Na moją niespecjalnie muszą, bo pamiętam sporo i więcej niż bym chciała, ale dla młodych ludzi to jednak pewna lekcja, a to jest, podkreślam, książka wydana niedawno.
No i cóż, trochę mi niezręcznie, ale ocena to 3/6. Zjadliwe, ale kilometry do zachwytu.