Aneta Grabowska
-
Trzeba przyznać, że książka Kazimierza Kiljana trafiła na podatny grunt. Ale czy mogło być inaczej? Jeśli na łamach jednej powieści znajdujemy sympatyczne bohaterki, stary antykwariat z zabytkowymi wydaniami klasyków mieszczący się w zabytkowej kamienicy, cudownego, acz sędziwego już antykwariusza, który w młodości ukochał książki do tego stopnia, że żadnej z nich nie pozwoli zginąć i okrasimy to szczyptą uczucia zwanego miłością, to powstaje nam kawał dobrego czytadła dla kobiet, takiego z górnej półki. Ja przynajmniej przepadam wtedy bez reszty, a sądzę, że wiele jest Czytelniczek mnie podobnych. Byłam zaskoczona tym milej, że dość przeciętne wrażenie wywarła na mnie okładka, chyba jedyny przejaw przeciętności w tej książce.
Poznajcie Justynę, kobietę po trzydziestce, nieudanym małżeństwie, spełniającą się w roli pani architekt odnoszącej sukcesy na polu zawodowym. Samotną z wyboru, nie konieczności. Odkąd pewnego dnia jej były już mąż oznajmił, że zamienia ją na nowszy model, kobiecie wyparowała chęć do trwałych związków, które okazywały się jednak nie takie znów trwałe. Nawet jeśli powiedziało się sobie sakramentalne "tak", że aż do śmierci i tym podobne frazesy. Od kilku lat Justyna twardo obstaje przy swoim postanowieniu, aż nagle pewnego dnia, tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, znajduje na swoim biurku stare, zabytkowe wydanie "Opowieści wigilijnej" Charlesa Dickensa. Takich prezentów, kosztownych, ale przede wszystkim unikatowych nie daje się bez powodu. Dlatego też postanawia rozwikłać zagadkę tajemniczego darczyńcy. I jeśli w tym momencie przyszło na myśl, że się spotkają i zakochają w sobie, a wszystko skończy się happy endem na ślubnym kobiercu, to powiem Wam tylko tyle - idziecie złym tropem, podobnym zresztą do tego, którym kroczyłam ja sama.
Przejdźmy zatem do części, którą lubią najbardziej - plusy, czyli to co urzekło mnie w książce. Po pierwsze, postaci. Wyjątkowe, ciepłe, kochane, aż chciałoby się je wyściskać albo wręcz przeciwnie - złe, narcystyczne, wyrachowane. Przyznaję, że jest to raczej tendencyjny podział na dobrych i złych, że zabrakło odcieni szarości, która przecież dominuje w rzeczywistości, ale...jakoś zupełnie mi to nie przeszkadzało! Mimo że od razu mogłam stwierdzić, że ta osoba na pewno nie zrobi nic głupiego, a tamta na pewno komuś zaszkodzi. Ta swego rodzaju przewidywalność tym razem wiązała się u mnie z poczuciem bezpieczeństwa w trakcie lektury. Wiedziałam, że ulubieni bohaterowie mnie nie zawiodą i miałam jednocześnie świadomość, że nie będę się nudzić, bo zaskoczy mnie coś innego - fabuła.
I tym sposobem doszliśmy do drugiej zalety powieści Kazimierza Kiljana. Jeśli fabuła okazuje się zaskakująca, a wiele wątków toczy się wokół książek, to dla mnie jest to strzał w dziesiątkę. Aż człowiek żałuje, że już skończył czytać.Miłość. W książce jest nieoczywista. Nie wiemy, czy i jeśli tak, to kogo obdarzy uczuciem główna bohaterka. A kandydatów jest kilku, w dodatku pojawiają się oni stopniowo, po kolei i wraz z kolejnymi przewracanymi kartkami pokazują swoją prawdziwą twarz. A miłość w "Bukiecie chabrów" jest jak książki w magicznym antykwariacie sympatycznego staruszka - w najlepszym wydaniu.
Książka zdecydowanie warta polecenia. Grupą docelową Czytelników będą raczej kobiety. Tym zaczytanym w klasyce oraz miłośniczkom współczesnej literatury obyczajowej z pewnością przypadnie do gustu. W mojej domowej biblioteczce zajmie miejsce szczególne.