Łasic
-
Wspaniały i barwny reportaż o podróży dookoła świata, o pasji, determinacji, odwadze. Opowieść o niezwykłym człowieku, który zakochał się w morzu i żeglarstwie, postanowił za wszelką cenę spełnić swoje marzenia.
Jerzy Radomski pokonał wiele przeciwności losu, by zaspokoić swoje pragnienie. Ciągnęło go nad wodę od młodzieńczych lat. Pokusa była tak silna, że nawet, nie bacząc na konsekwencje, wybrał się na samotną wycieczkę do Gdyni, po prostu zobaczyć morze. Wtedy – tylko zobaczyć – ale już wiedział, że zaprzedał duszę falom. Na przestrzeni lat pielęgnował pasję, przy każdej możliwej okazji zdobywał wiedzę i umiejętności. Na przeszkodzie stało niemal wszystko – od typowo przyziemnych realiów, typu praca, służba wojskowa, kłopoty finansowe, moralne (co z rodziną?!) po specyfikę czasów, na których przestrzeni rozgrywał się początek tej barwnej historii. Lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku to nie był raj dla odważnych marzycieli. Jednak Pan Jerzy nie poddał się, podjął szaloną decyzję i postanowił zbudować statek. Budowa trwała siedem żmudnych lat, w trudnych warunkach, kiedy nic nie było podane na tacy, wszystko wymagało sporej dawki sprytu, a przede wszystkim wiary w to co się robi i wielu rąk do pomocy.
Statek ochrzczono „Czarnym Diamentem” na cześć miejsca, w którym był budowany. To była kopalnia.
O ile początki opowieści są niezwykłe, to z biegiem wydarzeń robi się co raz ciekawiej. Pierwsze doświadczenia z dryfowaniem na nieznane wody. Egzotyka odwiedzanych miejsc, poznawanie różnic kulturowych, relacje międzyludzkie. Zarówno na pokładzie statku, jak i na lądzie. Opisy pełne zachwytu, ale też wspomnienia, po których nie jeden człowiek miałby traumę.
To wszystko podane w bardzo przystępnej formie. Najpierw nie mogłam się przyzwyczaić do stylu, wydawał mi się trochę szorstki, pozbawiony finezyjnych porównań, do których jestem przyzwyczajona jako amatorka różnorakiej beletrystyki. Jednak po kilku stronach odkryłam, że bije z tego mnóstwo ciepła. Każde wspomnienie, przygoda jest opisana z namaszczeniem i nostalgią. Nawet jeśli dotyczą sytuacji trudnych, wręcz niebezpiecznych. Nie ma tam złości, ani pretensji do losu. Raczej czuć tęsknotę.
Książka jest przepięknie wydana, opatrzona w najładniejszą, pasującą do treści okładkę, jaką widziałam od lat. Wewnątrz niespodzianka. Mnóstwo autentycznych zdjęć. Fotografie są różnej jakości, od tych, które pamiętają lata siedemdziesiąte, po takie całkiem współczesne. Wszystkie autentyczne, osobiste i umieszczenie ich było znakomitym pomysłem. Nie należy jednak traktować tego jako zwykłego albumu z obrazkami. To bardziej pamiętnik prowadzony z pasją, a fotografie są wisienką na torcie. Książka równie dobrze może sprawdzić się jako przewodnik turystyczny po najbardziej egzotycznych zakątkach świata. Zdjęcia urzekają w podobnym stopniu jak lektura, dodają smaku.
32 lata spędzone na morskich podróżach. Od naszego swojskiego (pozornie) Bałtyku do brzegów Australii, poprzez głębokie wody, rządzące się własnymi prawami. Wizyty w pierwszy raz odwiedzanych portach i nigdy człowiek nie wie, co tam zastanie. Nie wie co będzie jadł, pił, kogo spotka. Niczego nie wie, prócz tego, że kocha swój statek, morze i taki styl życia. Za to przekonał się, że marzenia można przekuć w czyn, że to nie są tylko nic nie znaczące myśli, że cuda się zdarzają, a szczęście to nie wymysł optymistów.
Na pewno ogromna gratka dla miłośników żeglarstwa, w końcu to opowieść o legendzie, ale też lektura dla wszystkich ciekawych świata, miłośników przygód i tych, którzy wierzą w niemożliwe. Kapitan nie wierzył.