Justyna13
-
Powiem szczerze, nie lubię gotowania i nie jestem w tym fachu mistrzynią. Za każdym razem, kiedy przychodzi mi ochota podszkolić moje umiejętności, albo grzebię w Internecie, albo szperam w księgarniach w poszukiwaniu czegoś na poziomie: początkujący. I tu problem, ponieważ w sieci się gubię, a dostępne na naszym rynku książki kucharskie zawierają przepisy dla wprawionych w sztuce, lub też straszą kilometrowymi listami składników. Byłam gotowa odpuścić i pozwolić mrożonym zapiekankom zagościć na stałe w moim menu, kiedy w moje ręce wpadła książka jurorki Master Chefa, Anny Starmach. Na to, co ujrzałam na kartach tej pozycji nie byłam przygotowana. Okazało się bowiem, że dobry posiłek wcale nie tak trudno skomponować, a i lista zakupów wcale nie musi się mieścić na zapisanej maczkiem kartce formatu A4. Jak zatem widzicie, już na wstępie recenzji ogłaszam wszem i wobec, że jestem „Pysznymi obiadami” Ani Starmach totalnie zachwycona.
Co zatem znajdziemy na kartach tej książki? Oczywiście, przepisy: jedenaście zup, jedenaście dań warzywnych (w tym sałatki), dziewięć przepisów na makarony i risotta, dziewiętnaście dań mięsnych i rybnych i dwadzieścia absolutnie pysznych i prostych (testowałam!) deserów. Jak więc widać, wybór receptur jest szeroki i niezwykle łatwo skomponować z nich syty obiad wraz ze słodkim poczęstunkiem. Pani Ania w swojej książce zawarła przepisy które ucieszą i wegetarianina, i mięsożercę. A już na pewno zadbała o słodyczowe łasuchy, do których i ja się zaliczam. Wszystkie przepisy autorka przyozdobiła zachęcającymi, wielkimi fotografiami, na których widok ślinka napływa do ust, a żołądek prosi „karm mnie, karm!”. Dania proponowane w książce to potrawy zarówno klasyczne, od lat goszczące na polskich stołach, jak i takie, którymi błysnąć można przed miłośnikami bardziej nowoczesnej kuchni. Łączy je wszystkie prostota wykonania, oraz dostępność składników, które za niewygórowaną cenę znajdziemy nawet w osiedlowych spożywczakach.
Dania, które dotychczas rozśpiewały moje kubki smakowe to przede wszystkim zupa dyniowa, zaskakująca dodatkami, czyli gruszką i cynamonem, a także placki ziemniaczane z gulaszem, których moja rodzina się wręcz domaga. W kategorii „makarony i risotta” bezwzględnie zachwycił wszystkich domowników Macaroni & Cheese, czyli banalny w przygotowaniu makaron z trzema rodzajami żółtego sera zapiekany przez pół godziny w naczyniu żaroodpornym. Przecież nie ma to jak pyszny, prosty i ekspresowy posiłek.
Dzięki „Obiadaom” pani Ani, w końcu nauczyłam się przyrządzać grecką Musakę, która rozpieszcza zmysły genialnej kompozycji mięsa i bakłażana. Zaś w kategorii „desery” toczymy rodzinny spór, czy spośród dwudziestu przeróżnych słodkości najlepsze jest ciasto marchewkowe, czy może mrożone lodowe Brownie. Cóż… Podejrzewam, że dopiero kolejna konsumpcja przybliży nad do zażegnania tego konfliktu na domową skalę.
Jestem niezwykle zadowolona z niewielkiej książeczki z przepisami, dzięki której i nauczyłam się magii gotowania, i polubiłam tę czynność. Nie spędzam w kuchni wielu godzin, nie wydaję mnóstwa pieniędzy, nie dźwigam też ciężkich siatek z zakupami. A moja rodzina i tak jest zadowolona, a ja tym bardziej. Planowanie posiłków weszło mi już w nawyk, bo dzięki tej przejrzyście wydanej książeczce jest dziecinnie proste. A wspólne celebrowanie posiłków jest tym bardziej przyjemne, gdy widać zadowolenie na twarzach domowych głodomorów. Wniosek nasuwa mi się tylko jeden, z książką „Domowe obiady” nawet laik ma szansę zostać Master Chefem we własnej kuchni.