Aneta Grabowska
-
Sięgnęłam po książkę "Tata ma dziewczynę" skuszona tytułem, który zapowiadał, że będzie o częstym tabu dla dzieci, tj. o rozwodzie rodziców. Niestety, czy tego chcemy, czy nie, takie rzeczy dzieją się na świecie i to wcale nierzadko. Kiedy wygasa uczucie i mimo prób rozniecenia go na nowo sztuka ta się nie udaje, wiele osób dochodzi do wniosku, że lepiej się rozstać, zamiast pałać do siebie na co dzień niechęcią lub jeszcze gorzej - nienawiścią. W teorii wygasłe uczucie dotyczy jedynie dwojga ludzi, w praktyce często cierpią na tym osoby postronne w postaci dzieci. Chyba żaden rodzic nie chce cierpienia swojego dziecka, wszyscy raczej staramy się chronić je przed tym, co nieprzyjemne. Nie zawsze wybieramy jednak odpowiedni sposób - na przykład milcząc i ukrywając przed nimi sprawy, które dotyczą ich bezpośrednio i kiedyś będą i tak musiały ujrzeć światło dzienne. Na przykład takie, że tata ma dziewczynę.
Kuba, dziesięcioletni bohater książki Idy Pierelotkin, gdy był młodszy, uwielbiał gołąbki przygotowywane przez mamę. To się zmieniło, kiedy odkrył pewną prawidłowość rządzącą kuchnią ukochanej opiekunki. Otóż mama Kuby gotowała dla niego gołąbki zawsze wtedy, gdy miała go spotkać jakaś nieprzyjemność. To się zaczęło, kiedy razem z tatą oznajmili mu, że już się nie kochają. Pewnego dnia tata po prostu spakował walizki i zniknął z ich wspólnego domu, widując się od tej pory z chłopcem jedynie w weekendy. Jeśli znalazł czas.
Smutne? Zrobi się jeszcze gorzej, gdy dodam, że chłopiec nawet nie zapłakał, nie zgłosił słowa sprzeciwu, choć przecież sześciolatkowi taka decyzja niszczy cały poukładany dotąd świat. Dlaczego Kuba nie uronił ani jednej łzy? Nie czuł takiej potrzeby, a może zwyczajnie było mu to obojętne? Chociaż może źle to zabrzmi, ale chyba lepiej, gdyby można było udzielić twierdzącej odpowiedzi na te pytania. Niestety tak nie jest. Zrobił to, bo... tego oczekiwali od niego dorośli.
"Tata ma dziewczynę" to historia chłopca, który pragnąc sprostać oczekiwaniom rodziców, zachowywał się jak dorosły, w środku wciąż będąc przecież dzieckiem. Chłopca, który podejmował decyzje sprzeczne z tym, jak rzeczywiście się czuł, ale bał się o tym mówić na głos. W końcu wszyscy przywykli już do tego, jaki był dzielny i rozsądny. Grzeczne dziecko nie oznacza wcale dziecka bez problemów. Niewyjawione bolączki kumulują się i w końcu będą musiały znaleźć sposób, by objawić się światu. Ale wtedy nie będzie to już normalna rozmowa, wtedy będzie potrzeba, by je wykrzyczeć i nareszcie dać się ponieść emocjom. Czy to nie za dużo jak na dziesięcioletniego chłopca?
"Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane" - to chyba najlepsze podsumowanie tematyki tej książki. Dziecko to przecież taki mały dorosły, tak samo czujący i mający prawo, by czuć się oszukanym, gdy coś ważnego dzieje się za jego plecami.
Smutna i budująca zarazem, pełna ambiwalentnych emocji i...trudna, nawet w lekturze. Publikacja pokazuje proces, jaki zachodzi w głównym bohaterze - od milczącego przyzwolenia stojącego w sprzeczności z tym, co czuje, przez eskalację konfliktu wewnętrznego, po niekontrolowany wybuch, swojego rodzaju katharsis młodego człowieka, który w końcu postanawia mówić innym, o tym, co myśli i czuje. Książka wzrusza, ale przede wszystkim uczy. Wbrew pozorom nie tylko dzieci, moim zdaniem przede wszystkim dorosłych.