Pani M
-
„Lubię takie samotne wędrówki. Nie trzeba myśleć o niczym, wystarczy być tu i teraz. Nie mając ograniczeń, można wiele doświadczyć i poznać. Tym bardziej, jeśli dodamy do tego trochę odwagi i otwartości w kontaktach ze spotkanymi na końcu świata ludźmi”. Jak widzicie po tym cytacie, dziś chcę wam opowiedzieć nieco o samotnej wyprawie Krzysztofa Kryzy po archipelagach Fidżi, Vanuatu i Wysp Salomona na Oceanie Spokojnym. Wykorzystując minimalne środki, autor może na własnej skórze przekonać się, jak wygląda życie mieszkańców tamtych terenów. Omija typowe turystyczne atrakcje i zwiedza wyspy według własnego uznania.
Mam ogromny problem z oceną tej książki. Z jednej strony pierwszy raz za pośrednictwem literatury podróżniczej wybrałam się w tamte tereny, ale z drugiej strony nie mogę powiedzieć, że ta wyprawa była dla mnie pasjonująca. Postaram się jednak w trakcie pisania jakoś poukładać sobie wszystko na spokojnie.
Jestem pod ogromnym wrażeniem odwagi autora. Wybrał się samotnie w nieznane, ograniczając koszty podróży do minimum. Ja zginęłabym na pierwszym zakręcie. Oczywiście na swojej drodze Krzysztof Kryza spotyka innych ludzi, którzy okazali mu sporo sympatii. Podczas siedmiomiesięcznej wyprawy doskonale poznał ich zwyczaje i zobaczył wyspy z innej, niż pokazują to przewodniki turystyczne, perspektywy. Zaznał bowiem prawdziwego życia. Żyjąc w skromnych warunkach, wiele ryzykował. Mógł zachorować na malarię, ale niespecjalnie zniechęciło go to do podróży.
Zgadzam się z autorem w kwestii tego, że jeśli nie poznamy dokładnie historii miejsca, w jakie wyruszymy, nie będziemy w stanie zrozumieć tego, dlaczego aktualnie wygląda tak, a nie inaczej. W „Wyspach Koralowych” znajduje się więc sporo informacji na temat historii. Dzięki tym fragmentom poznajemy to miejsce bardzo dokładnie. Na szczęście autor nie przesadził z ilością zaserwowanych informacji i nie zanudził mnie swoimi wywodami, za co należy mu się ogromny plus. Opowiedział o przeszłości w ciekawy sposób. Wyszło mu to moim zdaniem lepiej niż opisywanie samej wyprawy.
Na końcu znajdują się zdjęcia. Może i nie ma ich zbyt wiele, ale nie mogę się ich przyczepić. Są przepiękne. Patrząc się na nie, przeniosłam się do niezwykłego miejsca, w które pewnie nie zawitam. Jakoś nie palę się do samotnej podróży, a mąż nie będzie chciał podróżować po kosztach, więc chwilowo nas nie stać.
Wspomniałam o tym, że autorowi, przynajmniej moim zdaniem, lepiej idzie pisanie o przeszłości niż o tym, co spotkało go podczas wyprawy. Czasem miałam wrażenie, że czytam krótkie, stworzone na kolanie notatki, w których brakowało mi emocji. To jest bolączka wielu tego typu publikacji. Dziś sporo osób postanawia wydać swoje wspomnienia z podróży, a nie każdy ma dar do opowiadania tego w ciekawy sposób. Tutaj czasem brakowało mi literackiego podszlifowania. Nie mam o to specjalnych pretensji do Krzysztofa Kryzy. Nie jest zawodowym pisarzem. Chciał podzielić się swoimi wrażeniami z podróży i wyszło mu to całkiem nieźle, choć ja na miejscu redaktora podrasowałabym parę fragmentów, ale to moje zdanie i macie prawo się z nim nie zgodzić.
Dla kogo ta książka? Myślę, że przede wszystkim dla dojrzałych czytelników, którzy chcą przekonać się, jak wygląda prawdziwe życie na Wyspach Koralowych. Tego, o czym pisze autor, nie znajdziecie raczej w przewodnikach, pamiętajcie o tym.