Morrigan
-
Licho nie śpi, ale ludzie bezdyskusyjnie potrzebują odpoczynku. Aby mogli bez obaw gasić światła i składać zmęczone głowy na miękkich poduszkach, ktoś musi czuwać, trzymać w ryzach mroczne siły, które czają się w ciemnościach. Kimś takim jest stracharz - specjalista w walce z istotami spoza świata śmiertelników, znawca duchów, demonów, wiedźm i boginów. Jednym z przedstawicieli tego niełatwego, a jakże potrzebnego zawodu jest siedemnastoletni Thomas Ward - bohater serii książek autorstwa Josepha Delaneya - który wraz ze swoją zdolną, ale niezbyt zdyscyplinowaną uczennicą Jenny Calder niestrudzenie stawia czoła groźnym postaciom rodem z dziecięcych koszmarów.
W części zatytułowanej Mroczna Armia Tom wraca z dalekiej podróży, w którą wyruszył, a ściślej mówiąc został wysłany, w zakończeniu Nowego Mroku, poprzedniego tomu Kronik Gwiezdnej Klingi. Młodzieniec nie wie, dlaczego tak nagle zawrócono go z drogi, choć podejrzewa, kto wpadł na ten pomysł. Jest bardzo zmęczony, ale czy będzie miał czas odpocząć? Jedno jest pewne - świat stoi na krawędzi wojny, która może zakończyć się tragicznie. Kobalosi - półdzikie, choć myślące stworzenia, które uwielbiają pić świeżą krwią - pragną zniszczyć ludzką rasę, a konkretnie pozabijać mężczyzn, zaś kobiety pojmać i wykorzystywać do rozrodu. Szanse na realizację tego przerażającego zamysłu są większe niż kiedykolwiek, bowiem wszystko wskazuje na to, że kobaloscy wojownicy mogą liczyć na wsparcie z samej góry - od swoich potwornych bogów, zajadłych wrogów wszystkiego, co jasne i dobre, miłośników wiecznej zimy i powolnej śmierci.
Tom, choć świadomy zagrożenia ze strony nieprzyjaciół, chciałby pojechać do rodzinnego Hrabstwa, by wzmocnić nadwątlone siły, zanim weźmie udział w wojnie. Wiedźma-zabójczyni Grimalkin - która przygotowała już strategię dla armii obrońców ludzkości - ma jednak co do niego zupełnie inne plany. I nie cofnie się przed niczym, by postawić na swoim.
Autor całkiem szczegółowo opisuje rzeczywistość, w której poruszają się bohaterowie. Na końcu książki znajduje się nawet Glosariusz Świata Kobalosów, gdzie podano objaśnienia podstawowych pojęć takich jak losta i skelt oraz informacje na temat najważniejszych postaci. Pewna kwestia pozostaje jednak dla mnie niejasna. Jeden z bohaterów powieści mówi, że ze związków, jeśli można tu użyć tego słowa, Kobalosów i przedstawicielek ludzkiej rasy rodzą się wyłącznie mężczyźni. Jakiś czas później Tom Ward ma okazję na własne oczy zobaczyć purrai czyli wykorzystywane przez Kobalosów ludzkie niewolnice. Informuje wtedy czytelników, że część z tych kobiet uprowadzono z domów, ale większość urodziła się w niewoli. Co to oznacza? Kim byli ojcowie tych nieszczęsnych istot? Czy Kobalosi przetrzymywali również ludzkich mężczyzn, by móc powiększać swoje "stada"?
Nie zdołałam znaleźć rozwiązania tej zagadki, a jednak Mroczną Armię uważam za całkiem udaną książkę. Czytelnicy, którzy dobrze już znają Toma i jego towarzyszy bez wątpienia chętnie zaaplikują sobie następną dawkę ich niezwykłych przygód, z radością zanurzą się po raz kolejny w intrygującym świecie wykreowanym przez Delaneya. Powieść na pewno nie zawiedzie tych, którzy cenią sobie zawrotne tempo akcji. Wydarzenia, często zupełnie zaskakujące, następują po sobie tak szybko, że niełatwo za nimi nadążyć, okoliczności ulegają nagłej zmianie, postaci pojawiają się i znikają, potyczki mają niespodziewany przebieg, wrogowie nie próżnują, trup ściele się gęsto. Jednym słowem - świetna propozycja dla tych, którzy mają silną alergię na marazm.