TomG
-
Książki Miroslava Žambocha intrygowały mnie już od dłuższego czasu, ale dopiero ostatnio w moje ręce wpadł egzemplarz recenzencki najnowszej powieści tego autora, Zakuty w stal. Ta ponad siedmiuset stronicowa cegła zawiera fabularną postapokalipsę widzianą oczyma Žambocha i przedstawioną z perspektywy głównego bohatera, niejakiego Mathiasa Sandersa. Na wstępie więc całość zapowiadała się całkiem interesująco.
Postapokalipsa. Osobiście mam dość specyficzny stosunek do tego podgatunku fantastyki naukowej. Z jednej strony bardzo lubię mroczne, alternatywne wizje kresu gatunku ludzkiego i jego walczących o przetrwanie resztek, a z drugiej uważam, że pewni autorzy zbyt mocno bazują na twórczości rosyjskiego twórcy Uniwersum Metro 2033, Dmitry Glukhovsky’ego. Bazują, a nawet powielają elementy postapokaliptycznej prozy tego autora, które – moim subiektywnym zdaniem – nie są do końca tak interesujące, jak mogłyby być. Pewne schematy już się utarły, ujednoliciły, a to oznacza brak różnorodności i przesycenie znanymi już rozwiązaniami fabularnymi. Patrząc na współczesną literacką postapokalipsę wyraźnie widać, że podgatunek ten potrzebuje odświeżenia oraz innowacyjnego podejścia.
Nie bez potrzeby wspomniałem wyżej o powieściach wchodzących w skład Uniwersum Metro 2033. W Zakutym w stal wyraźnie widać wpływy prozy Dmitry Glukhovsky’ego, choć powieść opiera się na innych założeniach i świat w niej przedstawiony jest bardziej rozrośnięty. Uważam, że gdyby autor napisał Zakutego w stal w nieco bardziej oryginalny sposób, dodał powieści jeszcze więcej własnych pomysłów, książka tylko by na tym zyskała. No ale otrzymaliśmy taki, a nie inny efekt końcowy, więc nie ma co gdybać.
Fabularnie cała rzecz prezentuje się całkiem ciekawie, bo wraz z obserwowaniem poczynań głównego bohatera, mechanika Mathiasa Sandersa, zagłębiamy się powojenny świat, pustynię skażoną chemicznymi i radioaktywnymi truciznami. Stara Wojna miała miejsce cztery wieki wcześniej, ale poza zniszczoną planetą pozostało po niej coś jeszcze: pogrobowcy, czyli stopniowo niszczejące, lecz nadal groźne i aktywne autonomiczne maszyny bojowe i degradujące się sztuczne inteligencje.
Mathias Sanders siedząc w barze ze znajomym pakuje się w kłopoty. Znajduje się w mieście, w którym przybysze spoza niego nie mogą liczyć na ochronę miejscowych służb, a pech chce, że stając w obronie nieznanej kobiety naraża się bywalcom baru. Mathias należy do całkiem rozsądnych mężczyzn, więc szybko orientuje się, jak nieprzyjemnie dla niego może zakończyć się owa sytuacja i szybko bierze nogi za pas. Uciekając ulicami nieprzyjaznego mu miasta w ostatniej chwili znajduje obrońcę w postaci ogromnego mężczyzny, który okazuje się dowódcą zbrojnej ekipy. Obiecując pracować dla niego, Mathias zostaje członkiem konwoju, eskortującego klientów dowódcy, i wraz z nowymi towarzyszami rusza w pełną niebezpieczeństw i walki drogę.
Zakutego w stal czyta się szybko i całkiem przyjemnie. Jest to książka rozrywkowa, rzekłbym, której fabuła rozwija się raczej wolnawo. Przez pierwszą setkę czy dwie stron nie dzieje się aż tak wiele, jakby mogło się wydawać, dopiero w późniejszej części całość nabiera trochę rumieńców. Zwolennicy postapokalipsy i zbrojnych grup powinni jednak być lekturą powieści usatysfakcjonowani, choć przyznam, że mnie nieco męczyło czytanie o coraz to kolejnych trudach drogi, jaką ekipa musi w powieści pokonać. Mimo to jednak książkę wypada polecić, można z nią spędzić kilka stosunkowo przyjemnych godzin. Tym bardziej, jeśli ktoś zaczytuje się powieściami z Uniwersum Metro 2033 – wtedy powinien znaleźć coś dla siebie w Zakutym w stal. Coś znanego i coś nowego.