Bnioff
-
„Chociaż przeważnie piszę o ludziach, o sobie i o innych, a także o zwierzętach, uważam, że moim obowiązkiem jest pisać także o przedmiotach tak zwanych martwych. Starać się zrozumieć ich tajemniczy byt, ich sens istnienia i rodzaj stosunków łączących ich z nami, istotami żywymi i, na tyle przynajmniej, na ile jestem w stanie ten sens pojąć, starać się przetłumaczyć go na język dla nas wszystkich zrozumiały. Oto byłby główny powód, dla którego zajmuję się pisaniem nie tylko o ludziach i zwierzętach.”
Tak oto szalenie trafnie i lapidarnie udało się Autorowi zdefiniować to, czym i w jaki sposób się zajmuje. Fragment ów pochodzi z jednego z opowiadań Kornela Filipowicza, które wybrała z jego ogromnej spuścizny i ułożyła w zgrabny tomik Justyna Sobolewska. Ani jej, ani głównego bohatera tej publikacji, nie trzeba z całą pewnością przedstawiać miłośnikom krajowej literatury. Ci, którym oba nazwiska nie za wiele mówią, albo mówią niewiele (Filipowicz często bywa znany z tego, że był wieloletnim partnerem Wisławy Szymborskiej) powinni nadrobić zaległości. Poznać się z Panią Justyną z cała pewnością dobrze będzie od wydanej całkiem niedawno ”Książki o czytaniu”, swoistego pean na cześć literatury, książek czy samego czytania. Z Filipowiczem zaś przygodę rozpocząć można od niniejszego tomu zatytułowanego „Moja kochana, dumna prowincja”.
Jak już zostało powiedziane w zbiorze tym znajdziemy wybór opowiadań mistrza dokonany przez jedną z jego wielbicielek. Utworów z różnych lat i z różnych zbiorów pochodzących, połączonych w jakiś sposób motywem prowincji, rozumianej szeroko i nierzadko metaforycznie. Nie jest to bowiem pospolity zbiór nowel, których akcjach dzieje się w małych prowincjonalnych miasteczkach i których jedynym celem jest nurzanie się w zachwytach nad ich sielskością i malowniczością. Nic z tych rzeczy. Owszem zachwytów znajdziemy w tej prozie sporo, ale sporo też napotkamy grozy i mroku. Jest to jednak nie do uniknięcia gdy jest się malarzem ludzkich spraw. „Prowincja u Filipowicza to nie tylko miejsca – pisze w posłowiu Sobolewska – ale i stan umysłu i ducha, bowiem – jak pisał Mrożek – „każdy człowiek, z prowincji czy nie, jest prowincją. Obszar każdej pojedynczej świadomości jest prowincją.”
Każde z tych opowiadań to mała perełka czy wręcz arcydzieło, które należy smakować w skupieni i dawkować sobie w rozsądnych ilościach. Podczas lektury ma się wrażenie, że każda fraza, zdanie czy słowo jest ważne i nie pojawiły się przypadkowo w takim, czy innym miejscu i kontekście. Rozpiętość tematów i wątków jest szalenie szeroka mimo pozornej klamry, za jaką możemy uważać tytułową prowincję, a jednak czuć wyraźnie, że każdy z tych utworów wyszedł spod tej samej ręki. Autor krąży bowiem wokół powtarzających się motywów, jakby starał się spoglądać na nie pod różnych kątem, z różnej perspektywy i w różnych kontekstach. Pozwala też czytelnikowi, by nie tylko dołączył się do poszukiwań odpowiedzi na najważniejsze z pytań, ale wręcz inspiruje do samodzielnych odkryć.
Ten wybór opowiadań z pewnością może być sam w sobie takim odkryciem, zwłaszcza dla tych, którzy w swoich poszukiwaniach literackich nie zagłębiają się zbyt daleko w przeszłość. Choć Filipowicza nie ma wśród nas od 1990 roku, to jego dzieło nie może zostać zapomniane, tym bardziej, że wciąż brzmi świeżo i odkrywczo.Na koniec chciałbym przytoczyć jedno zdanie, jakim określił Filipowicza jeden z największych polskich mistrzów prozy Jarosław Iwaszkiewicz: „Dla mnie jest to jeden z najczystszych, najwybitniejszych naszych prozaików, który swą bezpretensjonalność posunął wręcz do wirtuozerii”.