Michał Lipka
-
MROZI I ROZPALA
Kiedy ktoś, kto nie lubi thrillerów, chwali jakiś tytuł tego gatunku, to albo jest to naprawdę znakomita książka, albo całkowita porażka dla jego miłośników. Spotykałem się już bowiem z sytuacja kiedy to miłośnicy dreszczowców byli rozczarowani naprawdę ambitnym, wymagającym i stylistycznie wysmakowanym dziełem tego typu, co tylko po raz kolejny utwierdziło mnie w przekonaniu z jakim typem literatury mamy tu najczęściej do czynienia. Thrillery, kryminały i powieści sensacyjne to przede wszystkim pozbawione jakichkolwiek wartości czytadła, które ani nie przerażają, ani nie poruszają, ani nawet szczególnie nie ciekawią. Ktoś kogoś zabił (czy popełnił inną zbrodnię), ktoś (policjant po przejściach/dziennikarz z problemami/ktoś ofierze bliski lub zaangażowany w ten czy inny sposób w sytuację) rozpoczyna śledztwo, trafia na przeszkody, a w końcu musi stawić czoło zagrożeniu w bezpośrednim starciu. Co w tym może być ciekawego? Wystarczy przeczytać kilka książek, by znać cały gatunek. Ale czasem pojawiają się dzieł, które może i idealnie wpasowują się w ten schemat, ale czyta się je z wielką przyjemnością. Kryminalne dokonania Kinga, Mastertona czy Koontza, cykl Rowling napisany pod pseudonimem Robert Galbright, książki Tony’ego Parsonsa, utwory Elisabeth Herrmann i Donny Tartt, a wreszcie także Stefana Ahnhema, współscenarzysty serialu o Kurcie Wallanderze. Co wyróżnia go na tle setek innych autorów?
Październik 2010 roku. Wszystko zaczyna się od polowania. Myśliwy i jego ofiara. Scenerią nie jest jednak las, a miejska dżungla. Pewien mężczyzna podrywa kobietę, zabiera ją do siebie do domu, po drodze dba o to, by kamery monitoringu miejskiego zarejestrowały jak się całują, bez żadnego protestu z jej strony, a tam ogłusza ją, przywiązuje i zaczyna swój chory rytuał. Coś jednak jest nie tak. Kobieta nieszczególnie się boi, jej reakcje nie są do końca takie, jak by sobie wymarzył, a chwilę potem sam otrzymuje cios w głowę.
Maj 2012 roku. Od dłuższego czasu funkcjonariusze wydziału kryminalnego policji dosłownie nudzą się w pracy. W szczególności tyczy się to Einara Greide’a, patologa, który narzeka na to, że w ostatnim czasie musiał zajmować się nieciekawymi, zwyczajnymi zgonami. Ale oto pewnego dnia na jego stół sekcyjny trafia kierowca samochodu, którego ścigała szefowa wydziału, Astrid Tuvesson. Pościg zakończył się dość niespodziewanie – Astrid rozbiła się, a kierowca, uciekając dalej, przeciął samochodem nabrzeże i spadł do rzeki. Oczywisty przypadek? Nie, kiedy okazuje się, że mężczyzna w chwili zdarzenia nie żył od dwóch miesięcy, a kiedy auto wpadło do wody pozostawał zamrożony. Sprawą zajmuje się Fabian Risk, ale śledztwo szybko komplikuje się, a wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek zamarzniętych ofiar!
Pierwsza powieść Ahnhema wpadła w moje ręce właściwie przypadkiem, w czasie kiedy od dawna dość miałem wszelkich thrillerów. Kiedyś lubiłem ten gatunek, szybko jednak zniechęciła mnie do siebie jego wtórność i tak już pozostało. Ale książka, chociaż nie zaskoczyła mnie niczym szczególnym, ani nie oferowała też większej świeżości, przypadła mi do gustu. Podobnie było z częścią drugą i z trzecią, niniejszą. Autor nie próbuje nawet udawać, że chce być oryginalny, nie stworzył też nowatorskich czy szczególnie psychologicznie intrygujących postaci. Co więcej zdarzyło mu się także trochę błędów. Ale lekki, przyjemny i wcale nie płaski styl gwarantował dobry odbiór całości, a konkretnie skrojone zagadki intrygowały. Do tego doszli też sympatyczni bohaterowie, wśród których najciekawiej i tak wypadała szefowa wydziału.
Wszystko to zawiera także tom trzeci. Co więcej sama zagadka prezentuje się lepiej, niż wcześniej. Całość nie nudzi, dostarcza dobrej zabawy z dreszczykiem (można rzecz, że umiarkowanie, ale jednak mrozi krew w żyłach i rozpala wyobraźnię) i sprawdza się także jako samodzielna powieść, chociaż najlepiej i tak czytać ją, gdy zna się poprzednie części. I chociaż wciąż twórczość Ahnhema nie zachwyca jakoś szczególnie, z legendami gatunku nie ma go co porównywać, jego powieści nadal wyróżniają się na tle setek nijakich dokonań innych autorów. Ja ze swej strony polecam i jestem ciekaw, jak rozwinie się ta seria, a to ostatnio zdarza mi się niezwykle rzadko.