Pani M
-
Główni bohaterowie tej powieści po ukończeniu college’u ruszają na podbój Nowego Jorku. Irene Richmond to artystka, asystentka w eleganckiej galerii sztuki na Manhattanie. George Murphy, naukowiec-astronom, po latach badań osiągnął zasłużoną pozycję zawodową. Sara Sherman, narzeczona George’a, pracuje jako redaktorka w dużym magazynie. Jacob Blaumann jest poetą, który zmaga się z niemocą twórczą. William Cho, z rodziny koreańskich imigrantów, jest pracownikiem firmy inwestycyjnej. Wszyscy próbują odnaleźć drogę pośród zmiennych relacji z wielkim miastem i z sobą nawzajem i nie przestają podążać za marzeniami. Dopiero druzgocący cios każe im się zatrzymać, zweryfikować plany na przyszłość i wyznaczyć nowe szlaki na drodze do pogodzenia się z nieoczekiwaną stratą.
Nie miałam żadnych oczekiwań wobec tej powieści. Podeszłam do niej jak do zwykłej obyczajówki i w sumie dobrze zrobiłam. Gdybym nastawiła się na niewiadomo jaką powieść, mogłoby się to źle skończyć. Całość rozpoczyna się ciekawie. Do momentu owego przełomu, o którym wspomina opis, treść pochłonęłam niemal jednym tchem. Później mam wrażenie, że autorowi trochę skończyły się pomysły i już nie bardzo wiedział, co ma zrobić. Nie powiem, historia miała potencjał, ale nie został on do końca wykorzystany i koniec końców nie do końca wiem, co mam powiedzieć na temat tej powieści. Momentami nieco się przy niej nudziłam i zaczynałam sprawdzać, ile stron zostało mi do końca.
Żałuję tego, że w drugiej połowie powieści autor jakby zapomniał o wątku dotyczącym przyjaźni bohaterów, a myślę, że on tutaj był najważniejszy. Dostajemy za to osobne historie każdego z nich. Nie wszystkie były ciekawe i przyznam się bez bicia, że zdarzyło mi się ominąć kilka stron, bo nie byłam w stanie przez nie przebrnąć. Końcówkę już wymęczyłam.
Ze wszystkich bohaterów najbliższa była mi pani redaktor. Z nią jakoś najbardziej się identyfikowałam. Może i nie zawsze nadążałam za jej tokiem myślenia, ale w przeciwieństwie do Irene, nie działała mi na nerwy. Nie wytrzymałabym przyjaźni z artystką. Jeśli chodzi o męskich bohaterów – George wzbudzał we mnie bardzo mieszane uczucia. Był sfrustrowany życiem i lubił sobie walnąć kieliszeczek tego czy owego, ewentualnie dziesięć. Zagadką był dla mnie Jacob. Nie do końca wiedziałam, co mam o nim myśleć. Nie potrafił znaleźć swojego miejsca na ziemi, a jego pomysły były czasem bardzo szalone. W sumie bez niego byłoby tu nudno i polubiłam go najbardziej ze wszystkich panów. Jest jeszcze William. Mało szkodliwy, ulegał naciskom matki, ale zasadniczo większej szkody nikomu nie wyrządził.
Trudno jest mi powiedzieć, do kogo właściwie jest skierowana ta powieść. Nie mam pojęcia, jak ją ocenić. Zapowiadała się całkiem nieźle. Miała potencjał, ale coś w niej umarło. Brak pomysłów? Przekombinowanie? Wiem, że ponownie nie sięgnę po tę powieść. Ta część, w której coś się działo, nie zachwyciła mnie na tyle, bym dała jej jeszcze jedną szansę. Nie jest to raczej propozycja dla młodzieży. Życiowe rozterki bohaterów mogą nieco przytłoczyć nastoletnich czytelników. Ci dojrzali raczej znajdą więcej dla siebie. Może nawet będą mogli utożsamić się z którymś z bohaterów. Chcę jednak, byście samodzielnie podjęli decyzję o sięgnięciu po tę lekturę. To, że mnie zmęczyła, nie znaczy że i wam nie przypadnie za bardzo do gustu.