Pani M
-
Ojciec Billy‘ego jest przestępcą, ale martwi się, że syn nie wyrośnie na prawdziwego bandytę. Postanawia więc dać mu pierwszą lekcje. Billy dostaje od niego pistolet i ma do każdego napotkanego zwierzęcia wołać: „Łapy do góry !“. Ojciec myśli, że to zrobi z syna prawdziwego złoczyńcę. Nie wie jednak, że z tej akcji Billy wróci nie z łupami, a z gronem przyjaciół.
Nie wiedziałam, w jaki sposób autorka podejdzie do wątku z bronią w tej książeczce. Podejrzewałam, że obędzie się bez krwawych porachunków, w końcu to opowieść przeznaczona dla dzieci. Na całe szczęście obeszło się bez przemocy. Pistolet Billy’ego nie był naładowany. Miał jedynie wzbudzać strach w napotkanych po drodze zwierzątkach i tak właśnie się działo. Billy początkowo starał się wykonywać polecenia taty. Chciał mu pokazać, że może pokładać w nim nadzieje, chociaż nie bardzo było mu po drodze z gangsterką.
W trakcie podróży Billy zdobywa kilku przyjaciół, których początkowo miał tylko zastraszyć. Nie jest jednak zbyt wiarygodny w byciu przestępcą. Bardziej zależy mu na tym, by mieć się z kim bawić. Na końcu jednak zdobywa się na pewien akt heroizmu. Jaki? O tym musicie przekonać się sami, ale ja muszę powiedzieć, że takim zachowaniem Billy jeszcze bardziej podbił moje serce.
Główny bohater tej opowieści jest przesympatycznym zwierzątkiem, które na pewno pokocha każdy najmłodszy odbiorca. Książeczkę czytałam z siedmioletnią panienką H. Mała śmiała się w głos, gdy czytała o wyczynach Billy’ego i powiedziała, że chce mieć takie zwierzątko jak on. Jeśli mnie wzrok nie myli, chodzi o chomika. Ciekawe, czy uda jej się zmaltretować rodziców. Do gustu przypadła jej też myszka. H. powiedziała, że ona bardzo ją przypomina i podobnie jak mysz, zaczęła podnosić po kolei wszystkie możliwe łapy do góry. Na szczęście obeszło się bez większych urazów, gdy w ruch poszły nogi.
Książeczkę czyta się bardzo szybko. W sumie już po paru minutach miałyśmy lekturę za sobą. Ta historia ma trafiający w sedno morał. Jaki? Tego wam nie powiem, musicie sami się zorientować, co autorka chce nam powiedzieć, ale trzeba przyznać jej rację.
W tej historii oczywiście najwięcej jest Billy’ego. Jego tata pojawia się tylko sporadycznie. Powiem wam, że myślałam, że będzie większym złoczyńcą, ale nie był taki straszny. Myślę, że jakoś udałoby nam się dogadać. Przynajmniej taką mam nadzieję. A samego Billy’ego chętnie bym adoptowała. Był naprawdę uroczy.
Publikacja przykuwa wzrok. Co prawda jest wykonana bardzo prostą kreską, ale nie mogę nic zarzucić tym ilustracjom. Większość z nich zajmuje całą stronę, ale nie miałam wrażenia, że było to tylko sztuczne zapychanie pustych miejsc. Obrazki bardzo dobrze ilustrowały treść i nie wyobrażam sobie tego, by mogło być ich mniej. Bez nich tej historii zdecydowanie czegoś by brakowało. Tak jest kompletna i godna polecenia.
Myślę, że z tą książeczką spokojnie poradzą sobie przedszkolaki, które potrafią już czytać. Nie ma tutaj zwrotów, których milusińscy mogliby nie zrozumieć. Język, jakim posługuje się autorka, jest prosty i przystępny. Chociaż swoje lata na karku mam, dobrze bawiłam się podczas lektury. Mam nadzieję, że rodzice, którzy zdecydują się na zakup tej książeczki, nie będą żałowali swojego wyboru.