Margo Roth
-
Tres Navarre jest bliski uzyskania tytułu prywatnego detektywa i ukończenia oficjalnej praktyki. Jego ostatnim zadaniem jest śledzenie kobiety podejrzanej o kradzież kasety demo, co nie powinno sprawić mu najmniejszego problemu. Chwila nieuwagi kończy się jednak śmiercią obserwowanej skrzypaczki Julie Kearnes i rozpoczęciem śledztwa policji. W tej sytuacji Tresowi nie pozostaje nic innego, jak wycofać się i zapomnieć o sprawie, lecz zaangażowany w sprawę nie potrafi odpuścić.
W biznesie muzycznym bardzo łatwo nastąpić komuś na odcisk, a tym samym wdepnąć w gniazdo chciwości, zdrady i mordu. Tres, prowadząc śledztwo na własną rękę, wkracza na niebezpieczny teren, na którym nie może zaufać nikomu. Kto wie, czy już nie jest następnym celem, którego należy się pozbyć…
Ricka Riordana znają zapewne wszyscy z jego serii książek o Percym Jacksonie i bogach olimpijskich. Ja także swego czasu po nią sięgnęłam i pomimo że nie można powiedzieć o niej wiele złego, czułam się odrobinę za stara na opowieści o przygodach nastoletniego chłopca. Kiedy więc dowiedziałam się, że Riordan w swojej twórczości ma także coś przeznaczonego dla starszych czytelników, stwierdziłam, że to może być strzał w dziesiątkę. Czy miałam rację?
Na początku muszę wspomnieć o tym, co zawsze podobało mi się u Ricka Riordana, niezależnie od tego, czy czytałam Percy’ego, czy jego kryminały – styl autora. Jeśli kiedykolwiek mieliście do czynienia z tym pisarzem, pewnie wiecie, jak Riordan pisze. Barwny język, lekkość pióra i humorystyczne zabarwienie to jego znak firmowy, który w Tańcu wdowca także był obecny. Czyta się to wręcz znakomicie! Nawet ten cięższy rodzaj literatury, jakim jest kryminał, staje się dzięki temu bardzo przyjemny w odbiorze. Humor Riordana też jest tym, co do mnie trafia. Wielokrotnie podczas lektury łapałam się na śmiechu, a czytanie momentami było dla mnie po prostu dobrą zabawą.
Również jeśli chodzi o kreację bohaterów pisarzowi należą się brawa. Główna postać Tresa Navarre była stworzona z dbałością o detale, od początku do samego końca. Tak samo inni bohaterowie, którzy mieli w sobie coś wyjątkowego, co wyróżniało ich spośród tłumu – Jem, Erania, Alison, a nawet pies Tresa Robert Johnson, który niezwykle przypadł mi do gustu i nieraz mnie bawił. Tworzenie bohaterów jest mocną stroną Riordana i tutaj nie mam absolutnie nic do zarzucenia.
A teraz zaczynają się schody. Styl autora – świetny, bohaterowie – fantastyczni. Więc skąd ta ocena? Cóż, książce brakuje jednego, ogromnie ważnego elementu – akcji. Wydarzenia w książce wloką się jak to tylko możliwe, a jeśli już coś się dzieje, to i tak bardzo łatwo jest zwyczajnie usnąć z nudów. Nie wiem, jak to się stało, bo Riordan radził sobie znakomicie na każdym wcześniejszym polu, ale jeśli chodzi o akcję napędzającą książkę, poległ na całej linii. Chociaż powieść zawiera miliard faktów i informacji i ogólnie jest bardzo złożona i skomplikowana, co uwielbiam w kryminałach, to autor nie potrafił wystarczająco ich urozmaicić, aby przykuć uwagę czytelnika. W efekcie książkę czytało mi się wyjątkowo opornie, a pod koniec marzyłam już tylko o tym, aby jak najszybciej odłożyć ją z powrotem na półkę.
Podsumowując, historia zawarta w Tańcu wdowca miała ogromny potencjał. Rick Riordan popisał się swoim nienagannym stylem oraz zadbał o odpowiednio wykreowanych bohaterów, jednak zapomniał o tym, że to akcja książki jest najważniejsza. Powieść ziała nudą na kilometr i nie dało się tego w jakikolwiek sposób zignorować. Niestety, przez ten zastój, książka była bardzo ciężka w odbiorze, a jej czytanie szło wyjątkowo mozolnie.