Ruda Recenzuje
-
Mówi się, że lato to najlepszy czas na książki lekkie i przyjemne. Mnie tymczasem najwięcej przyjemności sprawia ostatnio czytanie powieści ciężkich tematycznie i klimatycznie mrocznych. Thrillery, kryminały, a nawet horrory są u mnie na porządku dziennym, dlatego nie mogłam pozostać obojętna na powieść, która w moim mniemaniu zapowiadała się tak kusząco. Obiecujący tytuł, klimatyczna okładka i satysfakcjonująca rekomendacja- zawierzyłam tym elementom całkowicie.
„Smak strachu” to trzecia część cyklu o inspektor Rome. Nieco się obawiałam, że zaczynanie w tym miejscu utrudni mi odbiór powieści i pozostawi z pytaniami bez odpowiedzi. Nie stanowiło to jednak większej przeszkody. Miałam okazję dowiedzieć się co nieco o losach inspektor, dokładnie tyle, żeby lepiej ją poznać i wyrobić sobie częściową opinię na jej temat, ale niewystarczająco, żeby poczuć przesyt tą postacią i pomyśleć, że wątków dotyczących jej spraw osobistych jest za dużo. Podoba mi się, w jaki sposób autorka wykreowała tę postać i jak jej przeżycia w specyficzny, ale subtelny sposób kompletują się z fabułą powieści.
Bardzo przypadł mi do gustu charakter książkowych detektywów. Postaci zostały zaysowane bardzo precyzyjnie, nie sposób przejść obok nich obojętnie i chcąc nie chcąc o każdej z nich nasuwa nam się od razu kilka spostrzeżeń i refleksji. Stanowią oni idealne połączenie oddanych funkcjonariuszy i ludzi, którzy jednak nie żyją tylko pracą. Detektywi w powieści Hilary są pracowici, ambitni, dobrzy w swojej profesji, ale także ludzcy, skupieni na rodzinie i sprawach osobistych. Dzięki temu zyskują oni bardziej realistyczny, rzeczywisty charakter.
Fabuła książki przyciągnęła mnie od początku i nie pozwoliła ani na chwilę odetchnąć. Niecierpliwie pokonywałam kolejne strony, by przekonać się, co wydarzy się między panią inspektor i psychopatycznym Harmem. Czekałam na konfrontację, zastanawiając się, jak potoczy się ta historia. Przetrzymywanie nastolatków to temat, który daje autorowi tak wiele możliwości, że grzechem byłoby nie wykorzystać jego potencjału. Autorka zdaje się dobrze o tym wiedzieć. Widać, ze fabuła została dokładnie przemyślana i starannie dopracowana. Bardzo podobało mi się, w jakim kierunku rozwijały sie książkowe wątki, doprowadzając nas do emocjonującego finału.
W kryminałach i thrillerach cenię sobie również wątki obyczajowe. Na szczęście „Smak strachu”został nimi odpowiednio uzupełniony. Autorka kieruje naszą uwagę ne tematy aktualne i ważne, skłania nas do refleksji i zadawania pytań. Nie czułam się jednak kwestiami tymi przytłoczona, a szczerze zaintrygowana. Włączenie takich wątków do powieści nadało jej bardzo wiarygodnego charakteru, a z pewnością również zwróciło w jej stronę uwagę osób, które nie zainteresowałyby się zwyczajnie brutalnym kryminałem, pozostawiając im pewną alternatywę.
Sarah Hilary pisze lekko, dzięki czemu powieść czyta się przyjemnie, a objętość książki kurczy się w naszych rękach niemal niezauważalnie. Szybko i sprawnie pokonywałam kolejne rozdziały, doceniając zwroty akcji i rozrywkę na wysokim poziomie. Widać, że autorka dobrze czuje się w swojej roli, że pisanie przynosi jej przyjemność i satysfakcję. Jej styl jest dojrzały, dość charakterystyczny i zapadający w pamięć.
Cieszę się, że przy okazji „Smaku strachu” miałam okazję poznać jej nazwisko i przekonać się, że rynek kryminałów i thrillerów wciąż nie został przesycony, że cały czas jest na nim miejsce na nowe pomysły i kolejnych wartościowych twórców. Bardzo chętnie poszukam w bibliotece jej poprzednich powieści, jestem ciekawa, jakimi mocnymi akcentami mogą mnie one zaskoczyć.