Uleczkaa38
-
Ponad 70 odrębnych powieści, kilkudziesięciu różnych narodowościowo autorów, kilkaset przekładów językowych i niezliczona ilość fanklubów, stron, fanpage'ów... - oto wyrażona w liczbach popularność "Uniwersum Metro 2033", czyli zapoczątkowanego przez Dmitrija Głuchowskiego literackiego cyklu spod znaku post-apo, bijącego rekordy popularności na całym świecie od kilkunastu lat. Popularność, która nie ominęła także i naszego kraju, rozpalając to raz zarazem wyobraźnię polskich czytelników kolejnymi opowieściami wydawanymi przez Wydawnictwo Insignis. Najnowsza z nich - książka pt. "Prawo do zemsty" autorstwa Denisa Szabałowa, ukazała się właśnie przed kilkoma tygodniami i wrażeniami z jej lektury postaram się oto podzielić w niniejszej recenzji.
Powieść ta stanowi sobą trzecią i zarazem ostatnią odsłonę tryptyku Denisa Szabałowa pt. "Konstytucja Apokalipsy" zapoczątkowanego książką pt. "Prawo do użycia siły". Najnowsze część tej mrocznej sagi ponownie przenosi nas do ponurego świata po nuklearnej przyszłości malutkiego rosyjskiego miasta - Sierdopska. Doskonale znany nam główny bohater - stalker Daniła Dobrynin, powraca z niebezpiecznej wyprawy jako największy przegrany, któremu odebrano wszystko, na czym tylko mu zależało... Jedynym, co nadal trzyma go przy życiu, jest pragnienie zemsty na zdradzieckim Bractwu... I choć droga ku temu celu nie będzie prosta, to Daniłą wraz z grupą nowo poznanych sojuszników i przy pomocy supernowoczesnej technologii sposobi się do ostatecznej i bezlitosnej konfrontacji, w której stawką jest nie tylko życie, ale także i sprawiedliwość..
Najnowsze dzieło Denisa Szabałowa oferuje nam sobą kolejne barwne, intrygujące, niezwykle widowiskowe i przepełnione militarną akcją spotkanie z "Uniwersum Metro 2033", ze wszech miar godne miana wieńczącego cały tryptyk. To opowieść o zemście, ludzkiej bezsilności i odnajdywaniu ostatecznego celu istnienia w tym, by ukarać i zniszczyć wszystkich tych i wszystko to, co odebrało chęć do życia stalkerowi Danile. I tak oto znajdziemy tu wielką przygodę, wojnę w najlepszym i jak najbardziej fachowym wydaniu, starych i nowych nietuzinkowych bohaterów, a także niezwykle ponury. mroczny i duszny klimat, jakiego nie spotkaliśmy dotąd chyba w żadnej innej odsłonie tego Uniwersum, być może jedynie może poza samym "Metrem 2035" Dmitrija Głuchowskiego. Nie zabraknie tu również kwintesencji tego literackiego zjawiska, czyli opisu przerażającego, ale też i fascynującego po nuklearnego świata...
Fabularnie rzecz ma się dobrze, ciekawie, nieprzewidująco, ale też i jak najbardziej logicznie w swym charakterze. Oto bowiem stajemy oko w oko z naszym samotnym wojownikiem, który po długiej walce powraca do zniszczonego domu... Rozpacz, żal, strach i bezsilność szybko ustępują miejsca zemście, której początkiem jest zwerbowanie nowych sojuszników, a następnie wyszkolenie ich na pełnokrwistych żołnierzy. Kolejne rozdziały opisują te działania, rozrost potęgi militarnej oddziałów Daniły oraz pojedyncze epizody z bronią w ręku, zbliżające nas nieuchronnie do wojennej konfrontacji z wrogiem, a także do uzyskania odpowiedzi na dręczące nas pytania o przyczyny zdrady Pułkownika... W międzyczasie nie zabraknie licznych intryg, zdrad, niespodzianek i spotkań z mutantami tego świata, które to przejęły go w swoje władanie. Całość wieńczy zaś tajemniczy, absolutnie nieprzewidywalny i chyba też najbardziej odważny finał z całego Uniwersum, który zasługuje na wielkie słowa uznania...
Pod względem stricte "metrowym"..., tym razem mamy do czynienia z jedną z tych odsłon Uniwersum, które skupiają się głównie na życiu i walce prowadzonej na powierzchni po nuklearnego świata, co ma swoje plusy, jak i minusy. Plusy wiążące się z tym, iż dzieje się tu bardzo wiele, ciekawie, zaskakująco, jak i też ukazując nam dziwy i wszelkie anomalie tej rzeczywistości, z mutantami na pierwszym planie. Minusem tej sytuacji jest zaś to, iż brakuje tu tego wyjątkowego, dusznego i klaustrofobicznego klimatu podziemnej egzystencji ludzkości, tak bardzo wyraziście ukazanego w innych książkach cyklu. Niemniej, poziom akcji, barwność przygody i mnogość wydarzeń rekompensują nam w pełni te braki, oferując w zamian świetną lekturę z wojną w tle...
Ciekawie prezentują się także bohaterowie tej opowieści, oczywiście z naszym Daniłą na czele. To on jest tutaj główną postacią oraz narratorem i to wokół niego skupia się cała ta opowieść, jak i również bohaterowie z drugiego planu. I tak stalker ten wydaje się być już zupełnie innym człowiekiem, aniżeli tym pogodnym i pełnym wiary w lepszą przyszłość mężczyzną, którego poznaliśmy przed ponad rokiem podczas lektury pierwszej części trylogii Szabałowa. Teraz mamy do czynienia z doświadczonym przez los, odrobinę zgorzkniałym i przede wszystkim ogarniętym pragnieniem zemsty żołnierzem, dla którego liczy się przede wszystkim śmierć zdrajców i wrogów, a dopiero potem własne życie. To mocna postać, która tyleż samo nas intryguje, co i w pewnym stopniu przeraża swoją bezkompromisowością i wojskową naturą... Niemniej, dla tej konkretnej historii to właśnie taki bohater jak Daniła był jak najbardziej niezbędny do tego, by mogła ona być tak barwną i fascynującą, jak jest... Kolorytu tej lekturze dodają także i poboczne postacie, choćby z Artemem, Baterią i Robalem, na czele...
Tak jak miało to miejsce w obu poprzednich częściach tego tryptyku, tak i tym razem autor daje nam tu potężny i niezwykle efektowny popis swojej znajomości w kwestii militariów. To nie tylko fachowe nazewnictwo broni i wojskowego sprzętu, ukazana pełna ich specyfikacja, czy też sposób jej działania i obchodzenia się nią przez żołnierzy..., ale także i niezwykle intrygujące kwestie natury taktycznej, przedstawiające w przekonujący i logiczny sposób walkę, tak z ludźmi, jak i z mutantami. Co ciekawe, tym razem autor pokusił się także o nieco większe pole do popisu dla swej wyobraźni, fundując nam tu w pełni futurystyczny sprzęt wojskowy, co jest swoistą nowością dla całego Uniwersum. Dzięki tym wszystkim elementom lektura tej książki jawi się nam niezwykle prawdziwie, realistycznie, fachowo, co zawsze należy zapisać na plus każdej książki...
Denis Szabałow dysponuje nie tylko wielkim talentem literackim, pozwalającym tworzyć mu tak barwne i absorbujące historie, ale także i doskonałym warsztatem pisarskim. Warsztatem, który pozwala pasjonować się tą lekturą niczym najlepszym hollywoodzkim filmem, chłonąc każdą scenę, każde wydarzenie i każde wypowiedzenie zdanie z wielkim zaangażowaniem i nie mniejszą ciekawością. Mówiąc kolokwialnie - wszystko tutaj gra, włącznie z chronologią wydarzeń, pięknymi i plastycznymi opisami po nuklearnego krajobrazu, realistycznymi dialogami i zachowaniami bohaterów, czy też perfekcyjną dbałością o najmniejsze szczegóły. I choć zabrzmi to wyświechtanie..., to w tym przypadku naprawdę nie zauważmy nawet tego, kiedy docieramy do ostatniej strony tej pasjonującej powieści:)
"Uniwersum Metro 2033. Prawo do zemsty" to bardzo udane, intrygujące i podane z wielkim przytupem zwieńczenie trylogii "Konstytucja Apokalipsy". Zwieńczenie przynoszące nam moc wielkich wrażeń, silnych emocji i potężną dawkę akcji, niepozwalającej oderwać się od tej lektury choćby na krótki moment. I owszem, szkoda że to już koniec naszej znajomości ze stalkerem Daniłą Dobryninem...., ale jeśli już się żegnać, to tylko w tak doskonałym stylu, jak czyni to niniejsza książka!
Michał Lipka
-
PRAWO DO DOBREJ LEKTURY
Nigdy nie rozumiałem – i nigdy nie zrozumiem – fenomenu „Metra 2033” i świata wykreowanego przez Glukhovsky’ego. A może powiem inaczej: nigdy nie ta seria nie przekona mnie do siebie, bo jednak jej popularność da się zrozumieć. Wystarczy spojrzeć jakie dzieła stają się hitami – miałkie, nijakie, pozbawione wyższych wartości (tak w samej opowieści, jak i stylu, jakim zostają podane)… Długo można by wymieniać. Tylko po co. Przeciętny czytelnik nie lubi mądrych książek, dobrych książek ani książek wartościowych. Lubi to co już zna, podane w sposób łatwy i przystępny, z którego nic właściwie nie wynika. Dokładnie to oferował w swojej trylogii Glukhovsky, a jakby tego było mało, fabułę skroił bez większych pomysłów na rozwiązanie akcji – nieustanne stosowanie zabiegu znanego jako deus ex machina (w uproszczeniu: w niewiarygodny sposób wyciąga się bohaterów z nieprawdopodobnych tarapatów) drażniło i obrażało moją czytelniczą inteligencję. Raz można przełknąć coś takiego, dwa – jeszcze tak, ale kilka, kilkanaście razy? Litości… Skoro autor nie potrafi wymyślić rozwiązań fabularnych, to po co tworzy taką opowieść? Nie chciałem więc sięgać po żadne spin-offy „Metra”, ale jednak przeczytałem „Prawo do zemsty”. I cóż tu mogę dodać – dostałem dokładnie to samo, co u Glukhovsky’ego, pozbawione polotu i na dokładkę tak zmilitaryzowane, że aż do przesady.
Bohaterem powieści jest Daniła, który po wydarzeniach z poprzednich tomów oraz olbrzymiej wędrówce wraca wreszcie do „domu”. Wszystko to właściwie tylko po to, by odkryć, że Zdradzieckie Bractwo zniszczyło jego bunkier. Co mu teraz pozostaje? Zemsta za wszystko co stracił, szczególnie, że do tego stanu rzeczy mógł się przyczynić człowiek, którego ten podziwia. Daniło znajduje chętnych do pomocy – jak to w takich przypadkach bywa znajdą się wśród nich też tacy, skrywający własne tajemnice – i rusza rozliczyć się z wrogiem…
I już powyższy opis mówi sam za siebie. To wszystko już było. Nie, raz, nie dwa, nie dziesięć, ale niezliczoną ilość razy. Taki schemat już wiele dekad temu przestał oferować coś wartościowego i tylko czasem zdarzają się wyjątki, ale żadna ze znanych mi powieści z uniwersum „Metro 2033” (a mogę z całą pewnością, nawet bez znajomości pozostałych, stwierdzić, że absolutnie żadna) do nich nie należy. To tylko kopia, z kopii, z kopii, z kopii kopii. Nie ma w tym nic nowego ani świeżego. Wartości wyższych nie ma tutaj nawet co szukać. Rozrywka? Ja w tym schemacie niczego takiego nie znajduję – nuży mnie to wszystko i nudzi. W dzisiejszych czasach postapo ratują jedynie ci autorzy, którzy zupełnie porzucają gatunkowe schematu. Weźmy „Przeklętych” Palahniuka, też nie do końca spełnionych, ale ambitnych, skłaniających do myślenia i pokazujących nie kolejną akcję, a kondycję człowieka. Weźmy „Drogę” McCarthy’ego, nieco usilnie wybitną, ale dobrą. Weźmy powieści Stephena Kinga czy Joe Hilla – one, nawet jeśli miewają śmieszne pomysły, urzekają pięknem wizji i stylistyką. Na tym tle o „Metrze” najchętniej bym zapomniał.
Nie mówię jednak, że to całkiem zła książka, bo tak nie jest. Da się ją czytać, ale jest to czytadło na poziomie książkowych adaptacji gier komputerowych czy harlequinów. Coś dla samców alfa (tak, takich co to myślą o sobie w ten sposób, choć niestety dla nich, ich rzeczywisty wizerunek znajduje się na drugim biegunie skali), którzy fascynują się militariami i boją się by książka nie okazała się mądrzejsza do nich (o co niestety nie trudno) – pytanie, który z nich przyzna się, że należy do tej grupy i sięgnie po nią? Reszta niech sobie daruje.
Comments
z kosmosu !