Mina
-
Pierwszy raz spotykam się z cyklem książek Witamy w Mitford. Nie wiem czy najpierw zacząć od plusów czy jednak od minusów. Może najwłaściwiej będzie wspomnieć kilka słów o autorce. Jeśli ktoś podobnie jak ja nigdy wcześniej nie słyszał o Jan Karon pewnie pomyśli sobie, że autorem jest mężczyzna. Nic jednak bardziej mylnego. Jan jest kobietą. Urodziła się w Karolinie Północnej, ale karierę rozwijała w agencjach reklamowych w San Francisco i Nowym Yorku. Jednak jej największym marzeniem było poświęcenie się pracy pisarskiej co udało jej się z czasem osiągnąć. W związku z przeprowadzką do małej miejscowości w pobliżu jej rodzinnych stron znalazła inspirację na napisanie powieści.
W słońcu i w deszczu to dwunasty tom cyklu o Mitford wzorowanym na miasteczku Blowing Rock w którym mieszka Karon. Nie czytałam poprzednich części ponieważ nie słyszałam nigdy o tych książkach. Ale gdy wpadła mi w ręce akurat ta powieść postanowiłam, że co mi szkodzi na nią zerknąć. Jak widać od samego początku autorka jest zwolenniczką prostego stylu życia i właśnie to stanowi podstawę, jak się domyślam wszystkich publikacji o Mitford. Dla mnie akurat jest to plus. Miło od czasu do czasu natrafić na sielską lekturę niehołdującą wielkomiejskiemu pędowi.
W tym tomie głównym wątkiem jest ślub Dooleya Kavanagha i Lace Harper. Młodzi po skończeniu edukacji postanawiają na stałe zamieszkać w Mitford i otworzyć klinikę weterynaryjną. W związku z małym budżetem zaplanowali wesele składkowe, czyli takie na które każdy coś przynosi. Powiem szczerze, że ten pomysł mnie urzekł. W dobie kiedy nawet przyjęcia komunijne robi się coraz wystawniejsze, nie mówiąc już właśnie o weselach, które są z roku na rok bardziej eleganckie, Karon postanowiła pokazać, że w prostocie tkwi metoda. Tym bardziej, że sam ślub staje się kanwą pod pokazanie innych problemów.
Poza dwójką bohaterów zmagających się z problemami jakie przed nimi stawia los, dla mnie osobą zapadającą w pamięć stał się pastor Tim Kavanagh, czyli przybrany ojciec pana młodego. Za jego pośrednictwem autorce udało się pokazać, że nawet duchownych dotykają kwestie wyglądu, a przede wszystkim rozterki związane z procesem starzenia się. Ale nie jest on bynajmniej jedyną osobą, która zwraca uwagę. Na łamach książki występuje całe grono postaci z których każda ma swoje drobne zmartwienia, takie same jak każdy z nas.
Co do minusów to w moim odczuciu są dwa. Przede wszystkim wskazane byłoby czytanie części cyklu po kolei. A to dlaczego? Głównie z takiego względu, że następujące po sobie tomy stanowią kontynuację. Przeczytanie w dowolnej kolejności niby aż tak nie szkodzi ponieważ łatwo nawiązać więź z bohaterami, niemniej wiedza o tym co się dzieje później psuje trochę radość z sięgania po wcześniejsze części. Wtedy robi się to już tylko z drobnej ciekawości. Może gdyby poszczególne tomy opowiadały jakieś oddzielne historie byłoby to bardziej korzystne.
Drugą wadą jest to, że niektóre wypowiedzi są tak skonstruowane, że w pewnych momentach nie wiadomo kto w danej chwili mówi. Wprowadza to lekki zamęt i trochę odciąga od tego co najważniejsze. Poza tym raczej nie ma do czego się przyczepić jeśli idzie o twórczość Jan Karon.
Podsumowując, jeśli po całym, stresującym dniu szuka się oddechu warto sięgnąć po cykl o Mitford. Autorka pokazuje prostych ludzi i zwyczajne problemy w całkowitym oderwaniu od tego co dzieje się na świecie. Pisze w taki sposób, że każdy chciałby nagle znaleźć się samemu w małym miasteczku i poznać jej bohaterów, którzy pozwalają uwierzyć w to, że w życiu tak naprawdę liczą się drobne rzeczy.