Dyabeutor
-
Aktualnie najbardziej surowym recenzentem książek w domu jest nasza niespełna dwuletnia córka. Wiele pozycji po usłyszeniu stanowczego „nie” musiało zniknąć w kartonie czekając na jej bardziej przyjazne usposobienie, strony niektórych były podklejane z powodu „zmęczenia materiału”, są też takie, do których wraca z namaszczeniem i poważną miną.
Pewnego dnia przyszła kolej na starcie z „Rymowankami i piosenkami przedszkolaka”. Zainteresowanie wzbudził przede wszystkim format – książka jest duża (A4), szczególnie w rączkach malucha. Już sama okładka przykuwa uwagę. Duże, kolorowe obrazki, ale co najważniejsze, rysowane prostą kreską niczym nieodżałowane bajki mojego dzieciństwa (lata 80-te XXw.). Paleta barw jest ograniczona, ale działa to na plus, w takich sytuacjach „więcej” nie zawsze oznacza „lepiej”. Od razu pojawia się skojarzenie, że będzie to dla rodziców swoisty powrót do przeszłości i uspokojenie od nadaktywnych bohaterów aktualnie lansowanych dziecięcych przebojów.
Jeśli chodzi o wnętrze, to nie ma tu zaskoczenia, po pierwszym kontakcie z okładką, właściwa zawartość jest jej konsekwentną kontynuacją. Każda strona ma dominujący kolor tła, niewiele szczegółów oraz postać obrazującą daną treść. Wszystko jest na swoim miejscu, wyraźnie zaznaczono tytuł oraz tekst wiersza lub piosenki nienachalną, dużą i prostą czcionką.
Na pochwałę zasługuje papier. Nie jest on już gruby, tekturowy, niczym w pierwszych książkach, w jakie zaopatrywaliśmy nasze dziecko w obawie przed szybkim aktem destrukcji. Na szczęście wydawca nie poszedł w drugą, nomen omen, stronę, kartki nie są zbyt cienkie, więc nie ma obawy o przypadkowe zniszczenie. Struktura jest przyjemna w dotyku, czuć delikatny poślizg papieru kredowego. Duży plus, idealnie wyważono potrzeby i możliwości małego dziecka, które w wieku od ok. 2 lat wzwyż przejawia zupełnie inne zaangażowanie i posiada inne możliwości poznawcze niż do tej pory.
Co do kwintesencji zawartości, czyli zamieszczonych treści, to jest to swoista „klasyka gatunku”. Łezka w oku mi się kręciła podczas czytania takich hitów sprzed lat, jak „Idzie rak”, „Jedzie pociąg z daleka” czy „Siała baba mak”. Co prawda moja pociecha większość pozycji znała już dzięki oglądaniu wiadomej strony z teledyskami, więc było to w dużej części przyklaśnięcie tezie inż. Mamonia z „Rejsu” – „No jakże może podobać mi się piosenka, którą pierwszy raz słyszę?”. Już po kilku słowach córka wiedziała, co się kryje w dalszej treści, informując o tym w swoisty, entuzjastyczny sposób, więc mogliśmy wspólnie dokończyć niejeden wierszyk. Pragnąc oszczędzić cierpień i zachować szacunek potomstwa skupiałem się na odpowiedniej intonacji i zabawie językiem zamiast na nieudolnych próbach śpiewu, więc ostatecznie brzmiało to nieco inaczej niż na „jutjubie”. Oczywiście wiele podejść kończyło ciągłym powtarzaniem wskazanej rymowanki, jednak świadczy to tylko o tym, że książka została zaakceptowana przez dziecko.
Nie ma co się silić na wielce odkrywczą ocenę, gdyż „Rymowanki i piosenki” też nie starają się być książką inną niż zbiorem znanych i lubianych wierszyków, które mogą zostać w głowie kolejnych pokoleń. To po prostu świetny sposób na wspólną zabawę z dzieckiem, a przy okazji na cofnięcie się w czasie i przywołanie miłych wspomnień, kiedy to nam czytano większość z zaprezentowanych pozycji. Bez wątpienia to jedna z tych książek, których nie może zabraknąć na półce, jeśli w naszym życiu istnieje dorastający mały człowiek. Wielkie słowa uznania dla wydawcy za to, że w bardzo przystępny ale i atrakcyjny (co nie zawsze idzie z sobą w parze) dla odbiorcy sposób zaprezentował treści, które doskonale znamy.