Michał Lipka
-
HISTORIA LITER W KILKU ZDANIACH
Ta niepozorna z wyglądu książeczka to już prawdziwy klasyk. Po raz pierwszy wydana niemalże sto lat temu, powraca na nasz rynek. Ale powraca w edycji wiernej oryginałowi pod każdym chyba względem. Przede wszystkim jednak, mimo upływu wieku, wymiar edukacyjny tej publikacji pozostał tak samo aktualny, jak przed laty i wciąż uczyć może kolejne pokolenia czytelników.
A czego takiego uczy? Jak wskazuje sam tytuł, historii liter. Autorzy zabierają nas w podróż w czasie i prezentują, jak narodziły się znaki, którymi posługujemy się na co dzień. Naszymi przewodnikami podczas tej wyprawy stają się najróżniejsi bohaterowie. Oto braciszek Jadwisi, Wicuś, potrafi już pisać – choć w Polsce wielu ludzi wciąż nie opanowało tej sztuki (jest to oczywiście stan sprzed wieku, jednak nie jest on aż tak bardzo daleki od tego, co wciąż można obecnie spotkać, oczywiście na mniejszą skalę) – ale podarł swój notesik, bo uważa, że nie jest mu do niczego potrzebny. Jeśli chce coś pamiętać, wystarczy mu chusteczka i wiązanie na niej supełków dla każdej rzecz, o której musi pamiętać. Jak się szybko przekonuje, nie zawsze to wystarcza. Pamiętał, że mama kazała mu kupić w sklepie trzy produkty, ale czym one były, już nie. Chłopiec znał pismo, ale z niego nie korzystał, a przecież są na świecie ludzie, którzy nie mają najmniejszego pojęcia czym są litery. Jak dawniej osoby te mogły komunikować się bez użycia słów i gestów? Jak inaczej, niż trzema krzyżykami mógł podpisywać się ktoś, kto nie znał pisma?
Na te i wiele, wiele innych pytań odpowiada ta książeczka. I pewnie ciężko jest w to uwierzyć, skoro liczy zaledwie szesnaście stron, posiada dużo ilustracji, cały tekst wydrukowany został niemałą czcionką, a na dodatek nie opisuje faktów w suchy sposób, a za pomocą opowieści ale tak jest w rzeczywistości. Stefan i Franciszka Themerson przygotowali lekkie, proste, ale wyczerpujące źródło wiedzy o narodzinach i ewolucji liter oraz samego pisma. Przedstawiają czytelnikom różne formy zapisywania informacji (supełki wiązane na kolorowych sznurkach, hieroglify etc.), jak odczytywało się konkretne znaki i skąd się wzięły, a przy okazji snują opowieści choćby o tym, że dawniej ludzie brali swoje nazwiska od nazw zwierząt i co za tym idzie potrafili podpisać się uproszczoną ilustracją przedstawiającą dane stworzenie.
Strona graficzna, choć bogata, jest prosta, stonowana i można rzec, że wręcz uboga. Ale na tym też polega jej urok. Tak w końcu wyglądały stare książki i wierne oddanie ich zawartości, w czasach, kiedy nawet klasyczne dzieła często ozdabia się współczesnymi ilustracjami, warto docenić. Jest jednak coś, co należy „Narodzinom liter” zaliczyć na minus, a mianowicie cena. Książka jest ładnie wydana, to prawda, mamy w końcu twardą oprawę i dobry papier offsetowy, jednak cena 28 zł przy kilkunastu tylko stronach może zniechęcić. Szczególnie, że za porównywalną kwotę można znaleźć o wiele bardziej obszerne źródła wiedzy czy też po prostu ciekawe lektury dla młodych odbiorców. Ten drobny zdawałoby się fakt sprawia, że książka Themersonów wydaje się być publikacją dla miłośników starych dzieł, a nie tym, czym być powinna, czyli łatwo dostępnym tytułem popularnonaukowym dla dzieci. To jednak jedyny minus, jaki mogę jej wytknąć, a abstrahując od niego, polecam „Narodziny liter” bardzo gorąco Waszej uwadze.