Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Pijane Banany

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Pijane Banany | Autor: Petr Šabach

Wybierz opinię:

Dariusz S. Jasiński

Jako osoba urodzona piętnaście lat przed upadkiem systemu, wychowywałem się na telewizji, w której kino radzieckie kojarzyło się z dramatem, amerykańskie z brutalną przestępczością, a czeskie z komedią. Jako, że rzeczywistość wokół nas po 25 latach wolności staje się coraz smutniejsza, każda chwila radości jest na wagę złota. Dlatego też z wielką nadzieją sięgnąłem po „Pijane banany” Petra Šabacha. Liczyłem na stare, dobre, czeskie poczucie humoru oraz na nadzieję na powrót do cudownych chwil z okresu szkoły podstawowej. Tak, tak... Wspomnienia z czasów komuny mam miłe, bo ojciec uniknął więzienia w 1981, godzina policyjna sprawiała, że częściej nocowaliśmy u rodziny (a noc poza domem to zawsze jakaś przygoda), mięsa i tak nie lubiłem, przyjaciółka rodziny z Uniwersalu (taki łódzki komunistyczny supermarket) na stoisku odzieżowym zawsze dawała cynk o planowanej dostawie (dziś w rewanżu naprawiam jej komputer), kino i książki kosztowały grosze, zaś boisk do gry w piłkę było pełno, a chętnych do jej kopania jeszcze więcej. Czego więcej mógłbym chcieć? Mój świat był całkiem fajny.

 

Dokładnie takie same odczucia mieli bohaterowie książki Šabacha. Przenosi on nas do Pragi lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Świat oglądamy oczami szesnastolatka, który w gawędziarski sposób opowiada o swoim codziennym, choć nieco zwariowanym życiu. Ma dwóch przyjaciół Brečkę – chłopaka, który zawsze i wszędzie musi wywinąć jakiś numer (bez względu na konsekwencje) oraz Wicia – głuchoniemego dryblasa często obijającego ludzi, gdy tylko wydawało mu się, że się z niego śmieją. Ważną postacią jest też ojczym – niespełniony rzeźbiarz i nieuleczalny alkoholik Bedzio.
Kiedy go poznajemy zaraz początku książki, gdy je tytułowe pijane banany – pierwszy raz parsknąłem na głos śmiechem. Wówczas uwierzyłem, że książka spełni swoje zadanie i choć parę razy wywoła u mnie takie spontaniczne reakcje. Faktycznie zaśmiałem się jeszcze wiele razy.

 

Głównym wątkiem książki jest wakacyjny plan wyjazdu trójki przyjaciół nad morze. Nie byłoby pewnie wielkiego problemu, gdyby nie fakt, że ani dzisiejsze Czechy, ani ówczesna Czechosłowacja nie miały do żadnego dostępu. Wypad do bratniej PRL nie wchodził w grę, bo morze miało być ciepłe (a o Bałtyku nawet nie odważę się tak pomyśleć). Do tego nie były to czasy swobodnego przepływu między krajami... Trzeba przyznać, że chłopcy choć nie zawsze wszystko mieli dobrze przemyślane, byli jednak całkiem przedsiębiorczy.

 

Nie mniej ważna jest pierwsza miłość. Tę narrator „Pijanych bananów” poznał dzięki kuzynowi – nauczycielowi, który nagrał mu zarabianie na korepetycjach u jego uczennicy. Zresztą wybór był przemyślany. Dziewczyna była ładna i miała bogatych rodziców. Chłopak zaczął się w Danieli zakochiwać. Ta co prawda z dodatkowych lekcji za wiele nie wyniosła, ale oceny i tak zaczęła dostawać lepsze. Niestety rodzice uznali, że chłopak spełnił swoją rolę, a korepetycje są już zbędne, więc postanowili z nimi skończyć. Do tego miała chłopaka – nazwanego czule Żołądziem... Przeszkód było sporo, nie było łatwo, ale jak zawsze – śmiesznie.

 

Między te dwa główne wątki wciskały się krótkie historyjki z życia codziennego, wśród których najczęściej przewijały się dwa przedmioty dla Czechów niezwykle istotne.

 

Pierwszym i najważniejszym był alkohol. Zresztą w Polsce było wówczas podobnie. Wódka lała się strumieniami, a niepijący (w dużych ilościach) mężczyźni byli wówczas równie rzadko spotykani, jak dziś bogaci emeryci. Pił więc ojczym (przepijając czasem pieniądze na wczasy) i chłopcy i naukowcy, którzy „po pijaku” odkryli jakąś substancję, za którą z pewnością dostaliby Nobla, gdyby nie to, że byli za bardzo pijani by zapamiętać jej skład...

 

Zaś dla młodszych niezwykle cenne były ceczka. To takie plastikowe ogniwa w kształcie litery „C”, z których tworzyło się zasłony. Stały się one środkiem płatniczym wśród młodzieży, na tyle cennym, że ich utrata potrafiła wpędzić w głęboką depresję, a nawet skłonić do sięgnięcia po broń...

 

Wydawnictwo Afera przesyłając mi książkę dołożyło mi cztery ceczka. Chowam je, bo planuję wypad do Pragi. Kto wie, czy nie trafię tam na jakiegoś miłośnika plastikowych literek „c”.

 

Tak naprawdę korci mnie, żeby podzielić się z wami niektórymi żartami, którymi Petr Šabach rzucał co chwila. Niektóre były średnie, ale większość szczerze potrafiła ubawić. Nie robię tego tylko dlatego, że chciałbym, abyście bawili się równie dobrze jak ja. Rzadko się zdarza, że książka mająca w założeniu rozśmieszyć czytelnika, faktycznie potrafi to zrobić.

 

Jednak tak naprawdę nie wszystko jest zabawne. Autor przedstawił obraz Czechosłowacji, w której wszyscy byli pogodzeni z otaczającym światem. Nikt nie narzekał na władzę, nie było polityki, a jedynie smutna i szara codzienność dorosłych, wyraźnie nią zmęczonych i znużonych. Wszechobecny alkohol tylko pozornie pozwalał o tym zapomnieć, a szalone pomysły dzieci też życia nie ułatwiały.

 

Z kolei nastolatki, szukające ciągle nowych wrażeń, doskonale potrafiły się w tym wszystkim odnaleźć. To jest właśnie to co w dzieciństwie cenię najbardziej – przyjmowanie świata jakim jest i niesamowita umiejętność czerpania radości z drobiazgów.

 

Przyznaję, że to mój pierwszy kontakt z prozą Šabacha, ale lektura miło mnie zaskoczyła. I choć tym razem wyjątkowo liczyłem na wiele (określenie „czeski humorysta” zobowiązuje i zawiesza wysoko poprzeczkę), ale o dziwo dostałem znacznie więcej, niż oczekiwałem.

 

Książkę polecam szczególnie osobom, które pamiętają jeszcze trochę jak to za tej „komuny” było. Młodsi pewnie będą trochę zdezorientowani, bo przecież nasłuchali się, jak straszne było życie przed zmianą ustrojową, a tu dostajemy sielankę. Pozorną, bo książka niczego nie podaje wprost. Prawdziwa tragedia tamtych czasów ukryta jest pod grubą warstwą żartów i zabawnych historii, ale podobnie jest w filmach Barei.

 

Jeśli chcecie się dobrze pobawić, przypomnieć sobie jacy byliście mając kilkanaście lat i szczerze odprężyć po trudach współczesnej codzienności – koniecznie sięgnijcie po „Pijane banany”. A swoją drogą tych spożywczych będę szukał kiedy już odwiedzę Pragę i tylko będę musiał uważać, by nie skończył jak Bedzio...

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial