Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Strażnicy Światła

Kup Taniej - Promocja

Additional Info

  • Autor: Abby Geni
  • Tytuł Oryginału: The Lightkeepers
  • Gatunek: SensacjaThriller
  • Język Oryginału: Angielski
  • Przekład: Marcin Rusnak
  • Liczba Stron: 320
  • Rok Wydania: 2017
  • Numer Wydania: I
  • Wymiary: 135x205 mm
  • ISBN: 9788365506764
  • Wydawca: Kobiece
  • Oprawa: Miękka
  • Miejsce Wydania: Warszawa
  • Ocena:

    4/6

    3/6


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Strażnicy Światła | Autor: Abby Geni

Wybierz opinię:

StraszliwaBuchling

Abby Geni to amerykańska pisarka młodego pokolenia. Jak dotąd napisała dwie książki – jedną z nich jest wydany 2013 roku zbiór opowiadań „The Last Animal”. „Strażnicy światła” to debiut powieściowy tej autorki, który został okrzyknięty debiutem roku 2016 przez księgarnię Barnes & Noble.

 

Główną bohaterką „Strażników światła” jest Miranda, typ niespokojnego ducha, która jest zawodowym fotografem dzikiej przyrody i zjeździła już w zasadzie cały świat w ramach swojej pracy. Dowiaduje się o rezerwacie na Wyspach Farallońskich i postanawia wyjechać tam na rok, żeby uwieczniać tamtejszy dziki krajobraz oraz zwierzęta. Poza Mirandą na wyspie mieszka tylko sześcioro dość ekscentrycznych naukowców, zajmujących się badaniem miejscowych gatunków ryb, szczególnie rekinów żerujących w pobliskich wodach, oraz ptaków morskich i fok. Po około 3 miesiącach od przyjazdu na wyspę Miranda zostaje zaatakowana przez jednego z mieszkańców. A kilka dni później ta konkretna osoba zostaje znaleziona martwa w okolicznościach, które wskazują na nieszczęśliwy wypadek. Generalnie z biegiem czasu pani fotograf coraz bardziej zaczyna się czuć na wyspie jak w domu, coraz bardziej przywiązuje się do tego miejsca, a równocześnie zachęcona przez Galena zagłębia się w historię i legendy, w których tę lokalizację określano mianem „Wysp Umarłych”. Niestety, wraz z upływem czasu, pojawiają się kolejne akty przemocy, co sprawia, że Miranda nabiera podejrzeń wobec swoich towarzyszy i przestaje komukolwiek ufać. Co tam się właściwie dzieje i dlaczego?

 

Akcja powieści została umiejscowiona na faktycznie istniejących Wyspach Farallońskich, zwanych przez Indian także Wyspami Umarłych, które leżą na Pacyfiku około 50 kilometrów od San Francisco. W odległej przeszłości ludzie wyprawiali się na te wyspy w celu pozyskiwania jaj ptasich i foczych skór, później powstała tam latarnia morska, a wkrótce także radiostacja. Jest to ścisły rezerwat, tylko jedna z całej grupy wysp jest zamieszkana przez biologów, bowiem na Farallonie istnieje największa w Stanach Zjednoczonych (nie licząc Alaski i Hawajów) kolonia ptactwa morskiego, do tego migrują tam również słonie morskie, pływa sporo żarłaczy białych, a także można obserwować pływacze szare oraz długopłetwce oceaniczne (humbaki).

 

Miranda jako główna bohaterka, jest ciekawą postacią. Fotograf przyrody, dobrowolna nomada, nigdzie nie zostaje dłużej niż kilka tygodni czy miesięcy, nigdzie nie zapuszcza korzeni, nie czuje przywiązania do żadnego miejsca, aż do momentu zobaczenia w folderze zdjęć Wysp Umarłych. Okazuje się, że to miejsce przyciąga ją jak magnes, więc sama walczy o to, żeby dostać pozwolenie na przebywanie tam i uwiecznianie go na swoich zdjęciach. Poznaje tamtejszych rezydentów: Galena, Foresta, Micka, Andrew, Lucy i Charlene – jest to cała populacja wyspy, która mieszka w niedużej, wspólnej chacie, gdzie ptasie wszy, myszy i przeciekający dach są normą i gdzie, siłą rzeczy, nie ma miejsca na prywatność czy wielkie emocje. Każdy w tym miejscu po prostu wykonuje swoją pracę. Bohaterowie zostali dość ciekawie nakreśleni, chociaż nie da się z nimi zżyć ani nawet za bardzo ich polubić. Brakuje w nich trochę życia i jakiejś namiastki większych emocji, które mogłyby się udzielić czytelnikowi. Ta sama przypadłość dotyczy również głównej bohaterki, która mimo wszystko różni się od reszty i jest postacią najbardziej tajemniczą. Niemniej jednak brakuje w tym wszystkim bardziej wiarygodnych portretów psychologicznych.

 

Fabuła poprowadzona jest dość spokojnie, nie galopuje, więc jeśli ktoś lubi szybką akcję oraz niesamowite zwroty tejże, raczej może się poczuć rozczarowany. W „Strażnikach światła” akcja rozwija się stopniowo i skupia się głównie na badaniach dotyczących konkretnych zwierząt oraz pracy fotografa dzikiej przyrody, co jest moim zdaniem przyjemnym zaskoczeniem i sporym plusem. Język stosowany przez autorkę jest przyjemny, przejrzysty, przy opisach bardzo poetycki, ale równocześnie nieutrudniający odbioru.

 

Największym atutem tej powieści jest pomysł na fabułę i miejsce akcji będące w pewnym sensie krańcem świata oraz surowość i mrok spowijający Wyspy Farallońskie. Co prawda, po opisie i oficjalnych recenzjach spodziewałam się czegoś, co wbija w fotel, a dostałam całkiem dobry thriller, ale jednak nie taki, który swoją nieprzewidywalnością zaskakuje odbiorcę. Nie chcę przez to nikogo zniechęcać do lektury „Strażników światła”, ponieważ pomimo pewnych mankamentów uważam ją za dobrą i wartą przeczytania książkę. Radzę po prostu nie nastawiać się na „efekt wow”, a wtedy prawdopodobnie będziecie usatysfakcjonowani tą lekturą.

Tysiąc Żyć Czytelnika

Jak zwykle, urzekła mnie okładka. Chociaż opis także miał coś w sobie, ale tym razem to zdecydowanie natura 'sroki okładkowej' przejęła dowodzenie. Nie wincie mnie, naprawdę wygląda spektakularnie, a książki wydawnictwa kobiecego zazwyczaj przypadają mi do gustu, więc stwierdziłam - czemu nie?

 

Miranda fotografuje przyrodę. Jej zdjęcia są bardzo doceniane, ale chciałaby, by były bardziej unikalne. Przeprowadza się więc na Wyspy Farallońskie, gdzie przez rok będzie mogła fotografować dziką przyrodę właśnie taką, jaką jest. Niestety nie wszystko idzie po jej myśli. Przekonuje się, że prawdę mówiąc mało kogo zna z jej zespołu. Pewnej nocy zostaje zaatakowana przez jednego z mieszkańców. Jakie jest jej zdziwienie, gdy parę nocy później odnajdują ciało oprawcy... Lecz pozostaje pytanie - kto jest prawdziwym mordercą? Okazuje się, że nawet żarłacze białe nie są tak drapieżne jak on...

 

Cóż na pewno nie spodziewałam się tego typu historii. Już nawet opis mówiący o kryminale mnie nie przekonywał. No bo facet przecież rzeczywiście mógł zginąć po potknięciu. Nie wiem jak wy, ale ja sama czasami rzeczywiście się potykam. Raz przez potknięcie zwichnęłam kostkę - wszystko by pasowało. Niemniej to uporczywe słowo, ten kryminał, nie dawał mi spokoju. Przecież wydawnictwo chyba lepiej wie, co wydało, prawda? Prawda. Rozwój faktów nastąpił stosunkowo późno, bo ostatnie sto stron okazało się najbardziej emocjonującymi, ale chyba inaczej być nie mogło, bo książka jest króciutka. Ma zaledwie 320 stron. Wtedy działy się takie rzeczy, że już sama nie miałam pojęcia w co wierzyć. Pochłonęła mnie akcja i nie chciała wypuścić, ale kiedyś musiałam zakończyć czytanie.

 

Bardzo podobało mi się, że bardziej niż na morderstwie, skupiamy się na otaczającej główną bohaterkę florze i faunie. Po raz pierwszy spotkałam się w książce fabularnej z zabiegiem o takim nasileniu. Książka mogłaby być przewodnikiem dla amatorów po świecie zwierząt morskich z okolic koła podbiegunowego, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Poznajemy tutaj rekiny, wieloryby, foki oraz ptaki. Opisy wydarzeń były bardzo realistyczne. Wszystko przekazano nam z wielkimi emocjami, że chwilami nawet czytelnik mógł się poczuć jak rzeczywisty uczestnik wydarzeń. Były momenty, które wręcz wzruszały. Kazały myśleć, kazały czytać i błagać o dobre powodzenie się akcji. Niestety nie zawsze się udawało. Wtedy czekało nas rozczarowanie, a czasem nawet smutek tak wielki, że powodował wzruszenie.

 

Bohaterowie byli bardzo tajemniczy. Zastanawiam się, czy nawet narratora mogliśmy dobrze poznać i dochodzę do wniosku, że niekoniecznie. Autorka tak zakręciła historią, że spowodowała naszą niewiedzę. Nie możemy się dowiedzieć niczego o bohaterach, czego sami nie wywnioskujemy. Zabawa w detektywów musi się dla nas stać czymś normalnym na trzystu stronach powieści. Jedynie na ostatnich pięćdziesięciu mamy lekkie rozwikłanie zagadki. Wydaje mi się, że właśnie to rozwikłanie najbardziej mi się podobało, bo mogłam się dowiedzieć, jak wielu rzeczy nie zauważyłam, na ile nie zwróciłam uwagi. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że zostanę wrobiona aż tak bardzo. No cóż, chyba kariera Sherlocka Holmesa jednak nie jest mi przeznaczona. A może z czasem się wyrobię.

 

Podsumowując, książka jest w porządku, ale raczej niczym więcej bym jej nie nazwała. Nie jest rewelacyjna, nie wkroczy radośnie do grona moich ulubieńców. Miło z nią spędziłam wieczór, ale nic ponadto. Chyba jedyną jej oryginalnością była obecność zwierząt i wiedza, którą nam mogła przekazać. Jedynie ta malutka rzecz sprawia, że książka wychodzi przed szereg i ma prawo zaintrygować. Wszystko inne już kiedyś było i nie wyróżnia się jakoś szczególnie.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial