Morrigan
-
Na szlaku wspomnień
Historie o górach to nie materiał na bestseller. Zwłaszcza jeśli są to historie bogate w opisy i ubogie w wątki miłosne. Choć teksty pisane ku wypełnieniu swojego portfela mnożą się z niesłabnącą szybkością, na rynku wciąż jeszcze pojawiają się pozycje powstałe z innych pobudek. Każdy, kto chciałby przeczytać coś stworzonego przez prawdziwego pasjonata, powinien zapoznać się z Opowiadaniami Konrada Ostańkowicza.
Na książkę składa się dziesięć tekstów. W pierwszym, nazwanym raz Dedykacją, a raz Słowem wstępnym, autor prosi tych czytelników, którzy, podobnie jak on, nie są miłośnikami wprowadzeń, by pominęli ten krótki rozdział. Myślę, że ci, którzy poszliby za jego sugestią, straciliby najciekawszą część książki, bardzo ważną dla zrozumienia właściwych opowiadań. Te osiem stron tekstu to zarys historii Czesława Ostańkowicza - ojca autora – pisarza, poety, żołnierza Armii Krajowej, więźnia Auschwitz i Buchenwaldu, człowieka doświadczonego przez los - przez jedne z tych strasznych czasów, które pozwalają uwolnić się złu. Po wojnie wyswobodzony z obozu, a jednak na zawsze w nim zamknięty, zaszufladkowany przez krytyków literackich jako ten, który przeżył piekło i w każdym swoim utworze przeżywa je na nowo, nie doczekał się należytego, zdaniem syna, uznania. Konrad Ostańkowicz pisze swoją książkę dla ojca - wplata fragmenty jego historii we własne opowieści, miesza wątki, przytacza fakty i zmyślenia.
Prawdziwym naszym celem jest wędrowanie. Ruszajmy więc na poszukiwanie, niepewni tego, czy i co uda się nam znaleźć. Być może o to właśnie chodziło autorowi. O szukanie, a nie znalezienie. O przemierzanie drogi, która nie ma wyraźnego końca. O przyjemność pokonywania kolejnych odcinków wspomnień, o opowiadanie, a nie opowiedzenie, dlatego teksty są nieco „przegadane”. To, czego możemy się spodziewać, sięgając po tę książkę, to sudeckie krajobrazy, opisane z drobiazgowością prawdziwego miłośnika gór i mnóstwo mniej lub bardziej potrzebnych dygresji. Góry Bystrzyckie, Bolków, Poręba Górska, most św. Jana, Śnieżka, Jagodna – w tekstach roi się od nazw miejscowości i obiektów, często starannie scharakteryzowanych, okraszonych ciekawostkami, co czyni książkę zbliżoną do fabularyzowanego przewodnika, mimo deklaracji autora, że nie przewodnik chciał napisać. Poszczególne opowiadania w gruncie rzeczy są do siebie podobne, mają równy poziom, ale gdybym miała wskazać to, które najbardziej przypadło mi do gustu, wybrałabym Rocha jako tekst nieco różniący się od innych, najmniej „turystyczny” z całego tomu.
Bohater jednego z opowiadań wybiera się na wycieczkę. Nazwanie wycieczką kilkukilometrowego być może było pewną przesadą, w każdym razie po jej zakończeniu czuł się zmęczony. Ja, czytając tę książkę, czułam się tak, jakbym z mozołem przemierzała trasę wyznaczoną przez pisarza, a po zakończeniu lektury, podobnie jak książkowego wędrowca, ogarnęło mnie zmęczenie. Nie chcę przez to powiedzieć, że długie godziny spędzone nad Opowiadaniami uważam za czas stracony, jednak było to dla mnie doświadczenie dość wyczerpujące. Być może ktoś zakochany w podróżach, a przede wszystkim w górach, znajdzie w czytaniu tej pozycji większą przyjemność, ale mimo wszystko nie żałuję, że po nią sięgnęłam. Nie mogłabym z czystym sumieniem oznajmić, że to nudna książka i że nie doszukałam się w niej niczego godnego uwagi. To zbiór tekstów, które mogą zużyć sporą dawkę energii odbiorcy. A czy dobra lektura powinna wymagać wysiłku? Odpowiedzi na to pytanie każdy czytelnik musi udzielić sobie sam.