Rudaczyta
-
Zaiste magiczną jest ta odwiecznie znana prawidłowość: dziecko szybciej zaanektuje do swojego ubogiego słownika raz zasłyszane "cholera", "głupi", "spieprzaj" niż milion razy wypowiadane: "dziękuję, "proszę", "przepraszam". Jako mama trzyipółlatka nadziwić sie nie mogę, gdyż "najprawdziwsza prawda" to.
¬¬– Piś mi sie chce! – dziesięć razy dziennie drze sie moje latorośle do matki swej, czyli mnie.
– A jak sie mówi? – pytam rezolutnie
– Poplosze.Ale żeby tak sam z siebie, za tym, dajmy na to – szóstym razem, zorientował się, że słowo "proszę" przyspieszy inicjację procesu tworzenia napoju? No way.
Ta niepozorna książeczka autorstwa Joanny Bartosik ma za zadanie pomóc naszym pociechom w przyswojeniu i wdrożeniu do swojego słownika pięknych, polskich, "szeleszczących" słów - proszę, przepraszam, cześć oraz wielu innych. Czy rzeczywiście pomaga?
Jeśli książka dla dzieci, to tylko maksymalnie usztywniona. Nie kupuję i nie polecam książeczek, które mają miękkie strony. W mojej rodzinie wielki nacisk kładę na poszanowanie rzeczy. Nie szarpiemy, nie wyrywamy, nie malujemy tam, gdzie malować nie wolno. Ale dwulatek, czy trzylatek to jeszcze nie dość dobrze skoordynowane mały ludzik, który nie jest w stanie delikatnie obchodzić się z książeczką. Mimo, iż poszanowanie zostało wpojone i jest stosowane. Wielkim plusem jest zatem faktura Raz, dwa, trzy, mówimy – cała książka jest sztywna, twarda, idealna dla dziecięcych rączek.
Niemałą zaletą jest piękna kolorystyka – trzylatek czytać nie umie – dlatego barwy mają dla niego fundamentalne znaczenie. To dzięki kolorom, a przede wszystkim kontrastom, trzylatek w pewnym zakresie przyswaja przekaz, jaki niesie ze sobą tekst. Sęk w tym, aby autor, grafik i wydawca o tym pamiętali. W przypadku Raz, dwa, trzy, mówimy spisali sie na medal. Złoty. Kolory są stonowane, przyjemne dla oka, niezbyt jaskrawe. Litery przyjemnie kontrastują z tłem i rysunkami, co jest wielkim plusem i przyciąga wzrok dziecka. Tradycyjnie – najlepszym zobrazowaniem jakiejkolwiek treści jaką chcemy przekazać najmłodszym, jest odwołanie się do świata zwierząt. Tu krokodyl, tam małpka, a tutaj pająk. Mnie sie, te zwierzopodobne stwory nie podobają, ale moje dziecko jest innego zdania. "Mamusiu, zobacz jaki śmieszny pająk!" (swoją drogą, wspomniany pająk jest najcudowniejszą grafiką z najpiękniejszym tekstem: "przepraszam, że przestraszam"=)). Najwidoczniej koncepcja graficzna Pani Joanny trafia tam, gdzie ma trafiać – do trzylatka, nie do trzydziestolatka;)
Ostatnia i zarazem kluczowa kwestia – książeczka osiąga ogromny sukces, jeśli dziecko o niej pamięta, czyli: "Mamusiu, a gdzie jest moja ksiozecka? Ta z cerwonym samochosikiem co miał zepsiute koło?". Czyli książeczka tak zainteresowała maluszka, że o niej pamięta, ze chętnie wraca i po raz czterdziesty mam mu ją czytać;) Do książeczki Raz, dwa, trzy, mówimy moja pociecha nie wróciła. Chwil kilka sie pośmialiśmy, pobawiliśmy, ale nie zagościła w wirtualnej zakładce "ulubione". Może dlatego, że kulturalne zwroty i naukę uprzejmości mamy już dawno za sobą. Moim zdaniem Raz, dwa, trzy, mówimy jest przeznaczona bardziej dla dwulatków niż trzylatków. Wówczas istnieje większe prawdopodobieństwo, że będzie często przeglądaną, otwieraną i, kto wie, może ukochaną?