Pani M
-
Czas na kolejną część cyklu o Davidzie Saracu. Po Szczątkach pamięci nadszedł czas na Ultimatum. Jakie są moje wrażenia po lekturze?
W wodzie przed centrum konferencyjnym partii władzy zostaje odnalezione zmasakrowane ciało. Julia Gabrielsson ma za zadanie, by odkryć, kim była brutalnie zabita osoba? I kto wysilił się tak bardzo, że identyfikacja zwłok jest już niemożliwa? Julia szybko zdaje sobie sprawę, że są ludzie, którzy zrobią wszystko, by prawda nie wyszła na jaw. Tymczasem oficer David Sarac jest prześladowany przez własne demony. Zanim uciszy nękające go wspomnienia, musi dowiedzieć się, kto stoi za tajemniczym morderstwem.
Kiedy kończyłam Szczątki pamięci, zaczęłam zastanawiać się, czy autorowi uda się utrzymać poziom w kolejnej części cyklu. I wiecie co, Anders de la Motte przeszedł samego siebie. W moim odczuciu Ultimatum jest zdecydowanie lepsze. Już od samego początku akcja wgniata czytelnika w powieść. Jeśli znacie moje wcześniejsze teksty, wiecie, że uwielbiam powieści, w których krew leje się strumieniami. Tu na dzień dobry mamy zmasakrowanego trupa. Jego identyfikacja jest niemożliwe. Dlaczego? Przekonajcie się sami. Tylko może na wszelki wypadek nie jedzcie nic, zaczynając lekturę. To może się źle skończyć.
Kiedy czytałam trylogię Millenium, myślałam, że żadna inna bohaterka nie podbije mojego serca tak jak Lisbeth. Do czasu, gdy poznałam Julię. To bardzo dobrze wykreowana żeńska postać. Z jajami. Zapada w pamięć. Skoro już o bohaterach mowa, Anders de la Motte po raz kolejny stanął na wysokości zadania. Nieziemsko irytują mnie postaci tylko czarne lub tylko białe. W tej powieści na szczęścia takich nie znajdziecie. Każdy ma coś za uszami.
Anders de la Motte potrafi urzec czytelnika klimatem powieści. Tak było również i w tym przypadku. Kiedy tak patrzyłam na jego Szwecję, czułam ciarki na całym ciele. Nie chciałabym tam mieszkać. Zadusiłabym się od samych brudnych interesów. I co jest najgorsze, w sumie nie miałby mnie kto obronić, bo policja jest skorumpowana.
Uwielbiam, gdy autorzy wodzą mnie za nos i nie pozwalają od razu odkryć wszystkich tajemnic. Anders de la Motte kilka razy bardzo skutecznie wyprowadził mnie w pole, choć uważałam, że już wszystko jest dla mnie jasne, a tu niespodzianka. Do końca nie wiedziałam, jaki ta historia będzie miała finał. Zakończenie – moim zdaniem wisienka na torcie.
Jak wspomniałam, Ultimatum jest drugą częścią cyklu. Czy trzeba przeczytać poprzednią, żeby zrozumieć, co dzieje się w tej? Ja zawsze będę zdania, że każdą serię powinno czytać się od początku, jednak wielkiej tragedii nie będzie, ale momentami możecie czuć się zagubieni, dlatego lepiej sięgnąć najpierw po Szczątki pamięci.
Po odłożeniu książki na półkę czuję, że czegoś mi brakuje. Anders de la Motte zaserwował mi kawał dobrej literatury. Na taką powieść ze zbrodnią w tle czekałam. Nie żałuję ani chwili spędzonej nad lekturą. Pewnie za jakiś czas odświeżę sobie ten cykl. Komu polecam tę książkę? Przede wszystkim fanom dobrego, skandynawskiego kryminału. Oni na pewno będą usatysfakcjonowani po lekturze. Wielbiciele śledztw prowadzonych niekoniecznie zgodnie z prawem również znajdą tu coś dla siebie. Nie mogę także zapomnieć o fanach Andersa de la Motte. Ci czytelnicy obowiązkowo powinni przeczytać Ultimatum. Tylko proszę, sięgnijcie najpierw po Szczątki pamięci.