Pani M
-
Z literaturą kobiecą mam problem. Czasem wydaje mi się, że wiele powieści jest pisanych według tego samego schematu i jestem w stanie od początku do końca przewidzieć, co się wydarzy. Jak było w przypadku Lepszej połowy Izabeli Pietrzyk?
Marta jest typową polską męczennicą. Ma 50 lat, na co dzień jest idealną żoną i matką, perfekcyjną panią domu, kobietę, dla której żadne wyzwanie nie jest straszne. Za komuny wystawała godzinami w kolejce po skrawek schabu dla swoich mężczyzn, a dziś kupuje sól himalajską i cukier z Barbadosu, żeby ratować męża przed zawałem. Zawsze przyświecał jej jeden cel – służyć rodzinie – ale gamoniowaty mężuś i rozpieszczony jedynak nigdy tego nie doceniali. Wszystko zmienia się, gdy rodzinę odwiedza dawny przyjaciel w towarzystwie odzianej w chabrowe cekiny narzeczonej. Marta dochodzi do wniosku, że nie może już dalej tak żyć. Kilka awantur później Marta zostaje rozwódką, oskarżaną przez wszystkich o rozpad małżeństwa. Jest gotowa na wszystko, żeby udowodnić swoją niewinność.
Nie znam wcześniejszej twórczości autorki. Wielokrotnie próbowałam się za nią zabrać, jednak zawsze coś skutecznie odciągało mnie od tego zamiaru. Lepsza połowa jest więc naszym pierwszym spotkaniem. Czy było udane? W moim odczuciu nie do końca. Dlaczego? Już wam tłumaczę.
Nie byłam w stanie przekonać się do Marty. Jestem daleka od bycia kurą domową. Nie wyobrażam sobie tego, by siedzieć całymi dniami w domu i spełniać zachcianki męża oraz dzieci. Marta nie widziała w tym nic złego. Mogła stać przy kuchni i robić wszystko, by tylko zadowolić swoich mężczyzn. Jej potrzeby się nie liczyły. Nie byłam w stanie jej zrozumieć. Jak dorosła kobieta może wypruwać z siebie flaki, żeby syneczkowi, który już studiuje, niczego nie zabrakło. Takie duże dziecko potrafi przecież o siebie zadbać. Mąż też. Marta w końcu się rozwodzi i jej życie zostaje postawione na głowie. Po raz pierwszy od wielu lat poczuła zew wolności. Czy potrafiła się nią nacieszyć? Tego musicie dowiedzieć się sami.
Bardzo trudno było mi przejść przez tę książkę. Zgrzytałam zębami, gdy czytałam o problemach Marty. Sama doprowadziła do takiego stanu rzeczy i nie było mi jej specjalnie żal. Nie wiem, jak Izabela Pietrzyk poradziła sobie z poprzednimi powieściami. Ta w moim odczuciu niekoniecznie jej wyszła. Marta jest bardzo irytującą bohaterką. Nie bawiły mnie przygody kobiety. Nie kibicowałam jej też jakoś specjalnie po rozwodzie. Może to trochę okrutnie brzmi, ale taka jest prawda. Mąż i syn Marty także nie wzbudzili mojej sympatii. Wszyscy działali mi na nerwy. Ewidentnie byli siebie warci.
W trakcie lektury miałam też wrażenie, że z biegiem akcji w książce zaczyna coraz bardziej wiać nudą. Do przeczytania końcówki podchodziłam parę razy. Na szczęście udało mi się ją dokończyć, ale nigdy więcej do niej nie wrócę. To nie moje klimaty.
Myślę, że wielbicielki twórczości Izabeli Pietrzyk z chęcią sięgną po tę książkę. Pewnie nawet zrobiły to przede mną. To powieść raczej dla kobiet. Nie wiem, czy mężczyźni znajdą tu coś dla siebie. Podejrzewam, że kreacje bohaterów mogą przyprawić ich o zawał serca. Lepiej więc, by poszukali czegoś innego. Sami zadecydujcie, czy chcecie przeczytać Lepszą połowę. Moje zdanie na jej temat znacie, ale możecie się z nim nie zgodzić.