Michał Lipka
-
MOMENTY BYŁY
Chyba każdy z nas kojarzy powyższy cytat. Chociaż pewnie gdyby zapytać dowolne osoby skąd się wziął, niewielu potrafiłoby udzielić poprawnej odpowiedzi. W latach 70. ubiegłego stulecia w Trzecim Programie Polskiego Radia emitowano audycję „60 minut na godzinę”, a w niej satyryczny cykl „Para-męt pikczers czyli kulisy srebrnego ekranu”, w którym Maniek i Jędrek streszczali jeden wybrany film. „Fajny film wczoraj widziałem.” – zaczynał Jędrek (czyli Andrzej Zaorski), na co jego towarzysz (Marian Kociniak) odpowiadał pytaniem: „Momenty były?” Ja mogę powiedzieć, że były. Dużo było momentów. Tych legendarnych romansów dziejących się na ekranie polskiego kina. I to właśnie je, a dokładnie 30 najważniejszych z nich, przedstawia publicysta, Wiesław Kot, który doskonale na filmach się zna.
Piękne nenufary na tafli jeziora, Józef Toliboski,mężczyzna w eleganckim białym stroju wchodzący do wody, by je zerwać, a następnie złożyć u stóp Barbary. Legendarna muzyka. Któż z nas nie zna tej sceny. Tej niezapomnianej sekwencji, która przeszła do historii kina polskiego, ale przede wszystkim pozostała już na zawsze w sercach widzów. Albo inna kultowa scena: bohater grany przez Bogusława Lindę, czołowego twardziela polskiego kina rozpala ogień pod wanną, w której siedzi jego nastoletnia ukochana, Sara, córka gangstera. A może pewna słynna para – Adaś Miauczyński, paranoik i frustrat próbujący zbudować związek z uzależnioną od alkoholu nimfomanką idiotką. Pamiętacie to? Pamiętacie słynne sceny z „Potopu”, „Rewersu” czy „Krótkiego filmu o miłości”? Miłość zawsze działa, porusza w widzach jakąś romantyczną nutę, wzrusza, kibicujemy jej albo wręcz przeciwnie. Rzadko jednak pozostajemy obojętni.
I trudno także pozostać obojętnym względem tej propozycji od wydawnictwa Poznańskiego, bowiem nie tylko przytacza wszystkie najważniejsze sceny miłosne w kinie polskim pomiędzy rokiem 1936 (film „Jego wielka miłość”) a 2013 (słynne „W imię”), wraz z kontekstem, ale także zagląda za kulisy ich powstawania. Na deser zaś oferuje analizę i krytyczne spojrzenie na poszczególne sceny oraz obrazy, z których zostały wzięte. Oczywiście sam przytoczyłbym tutaj kilka innych przykładów, ale tak to już ze wszystkimi zestawieniami i wyborami bywa. Nie da się dogodzić wszystkim, a wszelkie próby zachowania jak największej obiektywności i tak spełzną na niczym, skoro wszystko i tak przechodzi przez filtr w postaci autora.
Ale co z tego, zapytam. Co z tego, skoro „Manewry miłosne” to naprawdę znakomita lektura. Oczywiście skierowana głównie do miłośników kina (nie tylko polskiego), nie mniej jeśli sięgnie po nią ktoś, kto fascynatem nie jest, także znajdzie coś dla siebie. I kto wie czy nie zainteresuje się filmem o wiele bardziej, niż sądził?
„Manewry...” napisane zostały z perspektywy profesjonalisty, człowieka znającego temat i wiedzącego o czym pisze, na szczęście nie oznacza to nudnego, akademickiego wywodu zrozumiałego tylko dla wybrańców. Można bowiem, nawet tworząc tekst naukowy podać go w lekki i przyjemny sposób, nic więc nie stało na przeszkodzie, by takie właśnie było opracowanie krytyczne (jakim po części jest niniejsza publikacja). I tak też się stało, a książka Kota podbiła moje serce.
I nawet jeśli czasem nie zgadzam się z autorem, czy brak mi w jego wyborze kilku tytułów, polecam „Manewry...” bardzo gorąco. Bo są ciekawe, bo dobrze podane i ponieważ stanowią naprawdę świetną pozycję dla miłośników kina. Sięgnijcie więc, bo warto.