Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Zabójczy Miecz

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Zabójczy Miecz | Autor: Ann Leckie

Wybierz opinię:

Michał Lipka

CAŁKIEM OSTRY MIECZ

 

Science Fiction jako gatunek literacki funkcjonuje już od połowy XIX wieku zapoczątkowany przez Juliusza Verne’a (choć na podwalinach, jakie położył „Frankenstein” Mary Shelley). Kontynuowany przez rzesze autorów, rozbudowywany i rozbierany na czynniki pierwsze doczekał się kilkunastu podgatunków i opracowań poruszających właściwie każdy możliwy temat i pomysł. Czy w takim razie po ponad stu sześćdziesięciu latach można mieć jeszcze oczekiwania na coś odkrywczego? Raczej nie, ale nie znaczy to, że nie ma już dobrych książek w tym temacie, co Ann Leckie udowadnia swoją trylogią, która, choć wywodzi się z nieszczególnie nowatorskiego pomysłu, świetnie wykorzystuje to, co zrobili poprzednicy.

 

Co jest w tej opowieści takiego ciekawego? Zacznijmy od samego pomysłu na postacie. I tu wypada wspomnieć rzecz, którą chyba przy powieściach Leckie nadmienia się zawsze, czyli kwestię płci. Ta bowiem w świecie przyszłości, w jakim toczy się akcja nie jest rozróżniana, a za neutralne określenie uważa się zaimek „ona”. Zwarzywszy na dyskusję o gender, jaka wybuchła całkiem niedawno temu, takie podejście do tematu ma ciekawe znaczenie. Nie mniej to nie ta (było nie było, oryginalna) kwestia ma największe znaczenie, a to kim są główni bohaterowie dramatu. W tym tomie być może mniej jest to widoczne, ale pamiętajmy, że Breq, której losy śledzimy była całkiem niedawno temu... okrętem kosmicznym. A dokładniej sztuczną inteligencją, która stanowiła sam statek, jak i jego załogę. Teraz natomiast pozostało tylko jedno ciało, które znamy jako Breq właśnie. Drugą istotną postacią tej kosmicznej opery jest przywódczyni Imperium RadchAnaanderMianaai, która także składa się z wielu ciał połączonych jednym umysłem. Powtórka? W przypadku Anaander taki stan rzeczy prowadzi do zgoła innej sytuacji – wewnętrznego konfliktu różnych jej wcieleń. Breq pałała do niej pragnieniem zemsty za to, co ją spotkało w pierwszym tomie przygód, teraz to właśnie ona zostaje wyznaczona przez AnaanderMianaai do roli kapitana Floty, która strzec ma odległego układu planetarnego. Sytuacja jednak jest skrajnie niebezpieczna i trudna do ogarnięcia, a nade wszystko rodzi wiele istotnych pytań...

 

BSFA Award dla najlepszej powieści w roku 2014. LocusAward dla najlepszej książki Science Fiction za rok 2015. I nominacje do Nebuli (2014) oraz Hugo (2015) w tych samych kategoriach. Jak na drugi tom debiutanckiej trylogii, który zdaniem wielu cierpi na syndrom kontynuacji, to naprawdę znaczące osiągnięcie. Ale nie ma się też co dziwić. Urodzona dokładnie pięćdziesiąt lat temu amerykańska pisarka w znakomitym stylu weszła na rynek wydawniczy i stworzyła naprawdę ciekawą historię, której warstwa pomysłów fabularnych mi osobiście przypomina dokonania Charlesa Strossa. W drugim tomie Leckie oferuje odmienne spojrzenie na treść – jest spokojniej, fabuła bardziej skupia się na społecznych aspektach, ale akcja także nie została zapomniana i jest obecna praktycznie od pierwszej strony.

 

„Zabójczy miecz” to dość klasyczna space opera, ale na szczęście autorka nie skupia się na tym, co stanowi przekleństwo tego gatunku. Zamiast rozpisywać się nad niezwykłościami nowych światów i ich mieszkańców, zatracając w tym wszystkim fabułę i istotne pytania, koncentruje swoją uwagę na treści i bohaterach. I chociaż czasem filozofowanie brzmi tanio, cała reszta w połączeniu z lekkim, bardzo przyjemnym w odbiorze stylem, zadowala i sprawia, że powieść czyta się jednym tchem. W konsekwencji nie pozostaje mi nic innego, jak polecić ją miłośnikom pełnych przygód i akcji utworów fantastycznych, co niniejszym czynię.

Airel

Dawno nie czytałam żadnej powieści science fiction, więc z przyjemnością wzięłam się za lekturę „Zabójczego miecza”. Dopiero kiedy zaczęłam czytać tę książkę, zorientowałam się, że jest to kontynuacja: druga część cyklu zatytułowanego „Imperium Radch”. Pierwszej części, „Zabójczej sprawiedliwości”, nie miałam okazji przeczytać i trochę martwiłam się, że czytanie drugiego tomu jest bez sensu.

 

Nie jest. Choć prawdopodobnie jednak lepiej najpierw przeczytać pierwszy tom. I bardzo chętnie nadrobię ten brak (już zaczęłam rozglądać się za pierwszą częścią). Z niecierpliwością będę też czekać na polskie wydanie trzeciego tomu, „Ancillary Mercy” (mam nadzieję, że będzie wydany). Oczywiście, niektóre rzeczy byłyby znacznie bardziej oczywiste po przeczytaniu pierwszego tomu, ale na szczęście jest to samodzielna powieść. Samodzielna i wciągająca.

 

Jeśli lubicie powieści z rodzaju space opera, to jest to książka dla Was. Moim zdaniem dość klasycznie napisana – kojarzy mi się z powieściami fantastycznymi z lat 80. Nie sądziłam, że ktokolwiek pisze jeszcze w taki sposób. Dodam, że jest to jedna z pozycji, do których bez wątpliwości pasuje definicja Arthura C. Clarke’a: Science fiction is something that could happen – but you usually wouldn't want it to. Świat przedstawiony, jakkolwiek interesujący, nie brzmi jak miejsce, w którym chciałabym się znaleźć. Jednak ludzie w dużym stopniu są tacy sami (niestety?) jak obecnie, a obcość kultury i czasu pozwala (przynajmniej mnie) na dystans, niezbędny do realistycznej oceny nas samych.

 

Zauważyłam też, że pełno jest bardzo skrajnych recenzji „Zabójczego miecza” (i „Zabójczej sprawiedliwości”). Wydaje mi się, że właśnie styl pisania tych książek, dość suchy, dość skomplikowany (choćby przez podkreślaną w tekście zaawansowaną technologię), jest powodem rozbieżności w opiniach. Jednym, podobnie jak mi, kojarzy się z książkami czytanymi w młodości i w efekcie sprawia dodatkową przyjemność. Wiele elementów czytelnik musi sam sobie złożyć, albo pogodzić się z otrzymywanymi wrażeniami, bez wyraźnych wskazówek od autora. Nawet dziwaczność imion czy nazw (takich jak Anaander Mianaai, Radchaai, Basnaaid, Amaat, Tisarwat) przypomina mi space opery sprzed lat, podobnie jak stosunkowo mała objętość powieści. Choć mogę nie być na bieżąco z aktualnymi trendami w space operach. W każdym razie ja byłam zachwycona, i książka z trudem starczyła mi na jeden dzień lektury. Podobał mi się brak biało-czarnego scenariusza, choćby nawet polityka międzyplanetarna sugerowała głównej bohaterce, że powinno być inaczej – że niektóre sprawy powinno się traktować jak czarno-białe. Analizowanie człowieczeństwa jest tym aspektem science fiction, który najbardziej lubię. Tutaj nie jest on nadmiernie rozszerzany, nie przysłania akcji powieści, ale jest istotny w podejmowanych przez bohaterów decyzjach. A przede wszystkim w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: czym jest sprawiedliwość?

 

Dodałabym do tego też pytanie „czym jest cywilizacja?”, bo Imperium Radch, choć z pewnością cywilizowane, jest w swojej ucywilizowanej skórze przerażające. Może zbyt prawdziwe. Może bardziej przerażające dla kultur ceniących przede wszystkim wolność jednostki – bardziej zrozumiałe dla kultur, w których jednostka jest tylko składową, budującą chwałę narodu. Niezależnie jednak od kultury, osłona cywilizacji pozwala dodatkowo rozgrzeszać się z okrucieństw czy pogardy względem niecywilizowanych ludów. I o tym rozmyślałam, śledząc akcję powieści.

 

Co można tu więcej powiedzieć? To po prostu bardzo dobra, bardzo klasycznie napisana space opera z wartką akcją. Jest świetna. Fani science fiction, przeczytajcie, naprawdę warto (chyba, że należycie do tej grupy fanów s-f, którą nie interesują space opery).

TomG

Space opera. Rodzaj science fiction, który nigdy nie należał do moich ulubionych podgatunków fantastyki naukowej, ale który mimo wszystko jednak do pewnego stopnia ciągle jeszcze mnie ciekawi. Nie mam tutaj na myśli książek, na przykład, Davida Webera, których lektura zawsze była dla mnie sporym, hmm, utrapieniem, nazwijmy to, ale raczej powieści autorów mniej znanych, takie, które mimo wykorzystywanych powszechnie w tego rodzaju książkach stereotypów mają w sobie mniejszą lub większą dawkę oryginalności. Galaktyczne batalie, podróże międzygwiezdne, przedstawienie bohaterów, a zwłaszcza konstrukcja świata, w jakim wydarzenia się rozgrywają – wszystkie te elementy mają spore znaczenie dla space opery. Nie zawsze jednak współgrają ze sobą tak dobrze, jak mogłyby. Na szczęście w Zabójczym mieczu Ann Leckie oryginalność i – a może zwłaszcza – dbałość o szczegóły odgrywają niebagatelną rolę, tworząc w efekcie całość intrygującą i potrafiącą całkiem skutecznie wciągnąć czytelnika.

 

Zabójczy miecz jest kontynuacją obsypanej nagrodami, jak podaje wydawca, Zabójczej sprawiedliwości, debiutanckiej powieści Ann Leckie. W drugim tomie serii autorka opisuje czytelnikowi Althoek, odległy układ planetarny, który sześć wieków wcześniej został podbity i skolonizowany. Obecnie jego mieszkańcy są już całkowicie zasymilowani, chociaż – jak łatwo się tego domyślić – nie wszystko jest takie, jak być powinno, i wiele rzeczy należy jeszcze poprawić. Ludność nie zdołała uniknąć podziałów i waśni, co sprawia, że sytuacja na planecie jest co najmniej niepokojąca. Jakby tego było mało, przyciąga to uwagę obcego – Presgera – którego zamiarów nikt nie jest w stanie przewidzieć.

 

W Zabójczym mieczu główne skrzypce gra Breq – mianowana przez władającą imperium Radch Anaander Mianaai kapitanem gwiezdnej floty. Misja, jaką władczyni zleca Breq, nie wydaje się wcale skomplikowana: kapitan dostaje pod swoją komendę potężny gwiezdny okręt i za jego pośrednictwem ma strzec Athoek. Mimo tego, iż Breq ma w rękach potężne narzędzie, nie będzie jej łatwo spełnić zadania powierzonego jej przez władczynię.

 

W przeciwieństwie do poprzedniej, pierwszej części cyklu, fabuła Zabójczego miecza jest ściśle osadzona wokół wydarzeń mających związek przede wszystkim ze światem Athoek. Wszelkie polityczne decyzje i lokalne problemy mają swoje odzwierciedlenie w sytuacji panującej na planecie, co – naturalnie – odbije się również na wyborach Breq. Kapitan floty będzie więc musiała uporać się nie tylko z wrogiem spoza planety, ale także z napięciami panującymi na jej powierzchni.

 

Autorka jednak nie skupia się tylko i wyłącznie na opisanych w powyższym akapicie aspektach; zaspokajając ciekawość czytelnika, zagłębia się także w zwyczaje Radchai czy przybliża sylwetkę samej Breq. Co prawda Ann Leckie nie wszystkie informacje podaje czarno na białym, nierzadko trzeba wyciągać podczas lektury własne wnioski, ale taki styl pisania sprawia, że powieść jest dla czytelnika ciekawsza.

 

Trzeba przyznać autorce, że powieści, które pisze, mają w sobie sporą dawkę oryginalności. Przede wszystkim: bohaterami są... sztuczne inteligencje, jak chociażby Breq. Kapitan floty ma stały kontakt ze swoim statkiem i wydarzenia rozgrywające się w powieści czytelnik obserwuje właśnie jej oczami, co nadaje pewnym rzeczom nieco innego wydźwięku. Mimo wszystko jednak Breq nie została całkowicie odczłowieczona, więc z drugiej strony nietrudno czytelnikowi jest postawić się w jej sytuacji.

 

Zabójczy miecz jako kontynuacja Zabójczej sprawiedliwości jest książką wartą polecenia. Znajduje się w powieści kilka minusów, ale jeśli ktoś lubi zagłębiać się w space operowe fabuły, powinien odczuć satysfakcję z lektury Zabójczego miecza. Tym bardziej, jeśli jest już po lekturze pierwszego tomu.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial