Pani M
-
Bohaterki powieści Mąż potrzebny na już mają po 28 lat. Przyjaźnią się od dawna i wszystkie jak jeden mąż są singielkami. Bernadetta w sylwestrową noc postanawia, że w ciągu roku zmieni swój stan cywilny. Tylko jak to zrobić, skoro potencjalnego męża nie widać nawet na horyzoncie? Kto wie, czy w ogóle się urodził? Kobieta jednak się nie poddaje. Postanawia za wszelką cenę w ciągu 12 miesięcy stać się mężatką.
Zastanawialiście się kiedyś, ile może być sposobów na zdobycie męża? Bernadetta pod tym względem przechodzi samą siebie. Spisuje przy tym skrupulatnie każdy swój krok. Poszukiwania mężczyzny, z którym główna bohaterka spędzi resztę życia, nie jest wcale takie proste. Kurczę, a mnie to nawet sprawnie poszło. Pan M. sam się przyplątał 5 lat temu i już się ostał. Całe szczęście, że nie miałam takich problemów jak Bernadetta. Nie wiem, czy byłabym aż tak zdesperowana jak ona.
Powieść Małgorzaty Falkowskiej jest przewidywalna. Już od pierwszych stron wiedziałam, jakie będzie zakończenie. Czy jestem tym rozczarowana? Nie powiedziałabym. Ta książka jest idealna na wakacje i na upały. Czyta się ją bardzo szybko. Akcja kręci się głównie wokół Bernadetty. Jej przyjaciółki, matka, babcia i siostra pojawiają się sporadycznie. Zachowanie kobiety momentami woła o pomstę do nieba. W każdym napotkanym mężczyźnie widzi potencjalnego męża i ojca swoich dzieci. Parę razy na tym przejechała, jednak nie chce porzucić poszukiwań.
Co prawda zdecydowanie bardziej wolę ociekające krwią kryminały, ale lubię od czasu do czasu sięgnąć po coś lżejszego. Nie wiedziałam, czego mogę spodziewać się po Mężu potrzebnym na już. Przyznam, że mam nieco mieszane uczucia. W niektórych momentach byłam nieco zażenowana. Kobieta starsza ode mnie zachowywała się gorzej niż dziecko, ale z drugiej strony kilka razy śmiałam się do rozpuku. W trakcie lektury przypomniałam sobie własne przygotowania do ślubu. Miło było sobie powspominać ten przedweselny stres.
O ile za Bernadettą nie zawsze mogłam nadążyć, o tyle z całego serca pokochałam jej babcię. Kobietka miała charyzmę, sama chciałabym taką mieć. Co innego matka i siostra Bernadetty. Za nimi niespecjalnie przepadałam. Co do przyjaciółek kobiety, ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Jak wspomniałam, pojawiają się na chwilę i nie zapadają specjalnie w pamięć. No, może za wyjątkiem Baśki. Ona przypadła mi do gustu. Łączy nas nawet jedno przeżycie. Dla wtajemniczonych powiem, że chodzi mi o Norka. Co prawda u mnie nie było aż takiej pompy i drewnianego pudełka, ale też polały się łzy.
Nie sądzę, by książka przypadła do gustu mężczyznom. Mogą poczuć się trochę urażeni wizją potencjalnego męża w XXI wieku. Autorka podchodzi do niego bowiem z dość dużym przymrużeniem oka. Mam nadzieję, że takich okazów nie kręci się po świecie zbyt wielu. Komu polecam Męża potrzebnego na już? Przede wszystkim kobietom, które lubią sięgnąć po lekką lekturę. Ta książka nie wymaga specjalnego wysiłku. Jest prosta w odbiorze, dobrze się ją czyta. Małgorzata Falkowska ma lekkie pióro i mam nadzieję, że popełni jeszcze więcej takich powieści. Z chęcią sięgnę po kolejną część cyklu przygód szalonych przyjaciółek. Jestem ciekawa, co wykombinują następnym razem. Kilka jeszcze zostało do wzięcia. Na kogo padnie tym razem?