Pani M
-
Powstanie styczniowe było największym zbrojnym wystąpieniem Polaków przeciwko zaborcy. Jak dobrze pamiętacie z lekcji historii, nie skończyło się ono dla nas zbyt dobrze. Pomimo tego nasi przodkowie nie poddali się w walce o wolność. Uwierzyli w to, że w końcu uda im się uwolnić spod wpływu wroga. Pozwólcie, że opowiem wam historię o Antonio Calandro.
Wiosna, 1863 rok. Weteran armii włoskiego rewolucjonisty Giuseppe Garibaldiego, Sycylijczyk Antonio Calandro przybywa do Krakowa, by dołączyć do walczących w powstaniu styczniowym oddziałów słynnego generała Francesca Nullo. Pełen zapału zapewnia, że pragnie pomóc Polakom w walce o niepodległość. Przybywa do domu Trendaków, gdzie zakochuje się w córce gospodarza, Marcie, która przebrana za żołnierza wyrusza za nim na front.
Przyznam szczerze, że po tej krótkiej powieści spodziewałam się wiele, ale jestem rozczarowana. Objętość Złamanej szabli to niecałe 140 stron, z czego 15 z nich to posłowie tłumacza. To zdecydowanie nie wpływa korzystnie na tę historię. Nie było opcji, żeby którykolwiek wątek miał szansę się rozwinąć. Wszystko kończyło się zanim na dobre się rozpoczęły. W trakcie bitwy nie zdążył się nawet unieść pył. Mało tego, książka jest dość przewidywalna. Na okładce wydawca ostrzega, że plany Antonio Calandro pokrzyżuje zdrada. W trakcie lektury bardzo szybko zorientowałam się, kto jest czarnym charakterem. Wątek miłosny również nie rzuca na kolana. Już od momentu, gdy Marta pojawiła się na horyzoncie, wiedziałam, że Antonio się w niej zakocha. Potem w ich związku niewiele się działo. Początek historii raczej nie zachwyca. Dopiero w drugiej części Złamanej szabli akcja zaczyna się rozwijać. Wątki co prawda nie zostają rozwinięte, jednak przestaje wiać nudą.
W trakcie lektury miałam wrażenie, że autor nie do końca przemyślał swoją opowieść. Miała wyjść z tego pasjonująca historia, a nie bardzo się to udało. Vito Catalano może i jest zafascynowany tym, co wydarzyło się w 1863 roku, ale nie umiał tego przekazać. Liczyłam na fajerwerki, a dostałam do ręki opowieść z migawkami z powstania styczniowego. Trochę brakuje tu ładu i składu. Było tu za dużo wątków. Lepiej, gdyby autor skupił się na maksymalnie dwóch z nich. W Złamanej szabli nie bardzo wiadomo, o co chodzi i co jest najważniejsze. Czy w książce było coś, co przykuło moją uwagę? Tak, opisy przyrody. Nie wierzę, że to piszę, ale dzięki nim przeniosłam się w czasie. Autorowi udało się oddać klimat wsi.
Bardzo żałuję, że Vito Catalano nie do końca podołał zadaniu, które przed sobą postawił. Chciał oddać w ręce czytelników pasjonującą opowieść o wydarzeniach z powstania styczniowego, w jakim brał udział obcokrajowiec. To miało być ciekawe przeżycie, poznanie tego konfliktu zbrojnego z innej perspektywy. Co z tego wyszło? Niezbyt składna historia o wszystkim i o niczym. Jestem rozczarowana.
Nie potrafię nikomu polecić tej książki. Dlaczego? Nie przypadła mi do gustu. Mam poczucie zmarnowanego czasu. Nie chcę, byście też mieli podobne odczucia po lekturze, dlatego też nie będę rekomendować tej pozycji nikomu. O tym, czy sięgniecie po Złamaną szablę, musicie zadecydować sami. Jeśli lubicie krótkie historie, możecie zaryzykować. Kto wie, może jednak wam przypadnie ona do gustu. Nie liczcie jednak na fascynującą lekturę - możecie się jej nie doczekać.