Pani M
-
Ostatnio jest szał na zdrowy tryb odżywiania. Moje koleżanki z pracy wsuwają sałatki i piją różne wynalazki. Ja jakoś niespecjalnie potrafiłam się do tego przekonać. Postanowiłam jednak przemóc się i sięgnąć po książkę Victorii Boutenko – kobiety, która na całym świecie prowadzi kursy na temat zdrowego życia.
Jej publikacja, o której chcę wam opowiedzieć, to nie tylko coś w rodzaju książki kucharskiej, w której znajdziecie przepisy na przeróżne koktajle z warzyw i owoców. Autorka opisuje poszczególne produkty i mówi, co jest na co dobre. O niektórych przysmakach usłyszałam po raz pierwszy w życiu. Nie będę wam streszczała poszczególnych rozdziałów, nie bardzo ma to sens. Musicie sami zapoznać się z tą publikacją.
Czy zrobiłam chociaż jeden koktajl? Przyznam szczerze i bez bicia, że nie. Jakoś nie mogłam się do tego przekonać. Czytając przepisy, czułam, że momentami gardło podjeżdża mi do gardła. Może kiedyś się przełamię. Póki co słucham opowieści moich koleżanek na temat ich eksperymentów kulinarnych z tą książką w roli głównej. Kilka koktajli widziałam. Kusiło mnie, żeby je spróbować, lecz moja niechęć do pewnych składników była silniejsza niż ciekawość.
Nie twierdzę, że ta publikacja jest bezużyteczna. Tego nie powiedziałam. To wartościowa książka dla czytelników, którzy chcą zacząć o siebie dbać. Myślę, że wielu odbiorcom dałaby kopa do działania. Czyta się ją szybko, a wiedza nabyta w trakcie lektury, jest praktyczna. Na końcu książki znajdują się historie o sukcesach ludzi, którzy postanowili zmienić swoje życie. Niektóre z nich są imponujące i są prawdziwą motywacją. Mam nadzieję, że i ja w końcu się za siebie wezmę. Owszem, pijam koktajle owocowe, sama je robię, ale połączeniu owoców i warzyw mówię póki co zdecydowane nie.
Spodobało mi się to, że autorka nie robi z siebie alfy i omegi. Pokazuje, co jest zdrowe, ale nie stoi z batem i nie powtarza „pij to, bo umrzesz". I chwała jej za to. Jeżeli poważnie myślicie o tym, by wziąć się za siebie, poszukajcie tej książki. Moje koleżanki, które ją czytały i wypróbowały przepisy, zapewne podpiszą się pod moim stwierdzeniem, że to wartościowa publikacja. Żałuję jednak jednego – nie ma tu zdjęć. Myślę, że one jeszcze bardziej zachęciłyby czytelników do kulinarnych eksperymentów.