Star Wars Przebudzenie Mocy | Autor: Alan Dean Foster

Jeszcze parę lat temu na widok filmu z serii Gwiezdnych wojen uciekłabym z krzykiem. Jakoś nie umiałam przekonać się do tego cyklu. Wszystko zmieniło się, gdy w moim życiu pojawił się Pan M. Chcąc, nie chcąc, musiałam zacząć oglądać jego ukochane filmy. I stało się, zaraził mnie tą serią. Moim ulubionym bohaterem stał się R2-D2. Mąż nawet obiecał mi, że mi takiego załatwi. Na obietnicach się skończyło, ale wciąż liczę na niespodziankę.

Pamiętam szał, gdy okazało się, że do kin wchodzi kolejny film z tego cyklu. Bilety na Przebudzenie mocy były wyprzedane na długo przed premierą. Kiedy zobaczyłam książkę, która powstała na podstawie scenariusza, ucieszyłam się. Postanowiłam, że ją przeczytam. Miałam wobec niej spore wymagania. Czy słusznie?

Nie będę wam streszczać fabuły. Jeśli widzieliście najnowszą część Gwiezdnych wojen, będziecie dobrze wiedzieli co będzie się po kolei działo. Dla niewtajemniczonych powiem tyle, że Luke Skywalker gdzieś zniknął. Nikt nie wie, gdzie jest jeden z ostatnich rycerzy Jedi, który usunął się w cień po tym, jak jeden z jego uczniów przeszedł na ciemną stronę mocy.To tak w bardzo telegraficznym skrócie. Uwierzcie mi, fabuła to kropka w kropkę to, co widzieliście na filmie. Nic tam się nie zmieniło. Czarne charaktery te same, dobrych także nie przybyło ani nie ubyło.

Powiem wam, że jestem ogromnie rozczarowana tym, co przeczytałam. Niepotrzebnie napaliłam się jak dzik na szyszki na to, że czeka mnie pasjonująca lektura. Postawiłam jej bardzo wysoką poprzeczkę i nie udało się jej przeskoczyć. Językowo, przynajmniej w moich oczach, książka pozostawia wiele do życzenia. Miałam wrażenie, że czytam wypracowanie ucznia, który z językiem polskim jest nieco na bakier. Powtórzenia, narracja bez polotu. Nie tego oczekiwałam. Fakt, książkę czyta się szybko, jednym tchem niemalże, ale podejrzewam, że za parę dni nie będę w ogóle pamiętała o tym, że ją przeczytałam.

Podobnego zdania jest Pan M., który zabrał się za lekturę jeszcze przede mną. Powiedział, że pośladków mu nie urwało i ma wrażenie, że książka została napisana na kolanie, byleby tylko zarobić na fali Gwiezdnych wojen. Muszę się z nim zgodzić. Ta cieniutka opowiastka pozostawia wiele do życzenia. Jeszcze jakby w narracji działo się trochę więcej, byłabym w stanie lepiej znieść lekturę. Przyznaję, że nieco się męczyłam.

W środku znalazła się wkładka z kolorowymi zdjęciami pochodzącymi z planu filmu. Nie było ich porażająco dużo, więc przeszłam obok nich raczej obojętnie. Gdyby to jeszcze było coś, czego nie widziałam – ok, fajny dodatek, tak szału nie było.

W sumie nie wiem, komu mogłabym polecić sięgnięcie po tę książkę. Fanom filmu, których znam, niezbyt przypadła do gustu. Nie ma w niej niczego nowego. To odgrzanie fabuły Przebudzenia mocy. Według mnie i Pana M. nie do końca udane. Będziemy czekać, aż pojawi się coś lepszego niż ta książeczka. Liczymy, że coś takiego prędzej czy później powstanie. Będziecie musieli sami zadecydować, czy chcecie sięgnąć po tę książkę. Tak, jak napisałam, nie ma w niej niczego, czego nie widzielibyście w filmie. To dokładnie opisana fabuła. Myślę, że najlepiej w tym świecie odnajdą się dzieci. Starszym czytelnikom radzę jednak omijać go z daleka.